Mirosław Żukowski: Chińczycy trzymają się mocno. Afera z dopingiem zamieciona pod dywan?

Światowa Agencja Antydopingowa nie poinformowała opinii publicznej o wykryciu zakazanej substancji w organizmach 23 chińskich pływaków. Z pozoru afera, a jakby jej nie było.

Publikacja: 23.04.2024 22:00

Mirosław Żukowski: Chińczycy trzymają się mocno. Afera z dopingiem zamieciona pod dywan?

Foto: PAP/EPA

Sprawę ujawnili pod koniec ubiegłego tygodnia dziennikarze niemieckiej telewizji ARD oraz „New York Timesa”. Z ich śledztwa wynika, że Chińska Agencja Antydopingowa znalazła przed igrzyskami w Tokio w organizmach pływaków zakazaną substancję. Był to lek nasercowy trimetazydyna, ten sam, który wykryto u łyżwiarki figurowej Kamili Walijewej podczas igrzysk w Pekinie, za co Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) – kierowana przez Witolda Bańkę – najpierw zawiesiła Rosjankę, a potem nie zawahała się wejść w długą, prawną batalię z Rosjanami trwającą do dziś.

Chińczycy poinformowali o sprawie WADA, która wysłuchawszy ich wyjaśnień i po przeprowadzeniu własnego dochodzenia, dała wiarę zapewnieniom o niewinności sportowców i sprawę uznała za zamkniętą – co warte podkreślenia – z zachowaniem wszelkich obowiązujących procedur.

Czytaj więcej

Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle

Dopingowa przeszłość Chin

Najważniejszym argumentem przedstawionym przez Chińczyków było to, że ślady leku – istniejącego tylko w postaci pigułek – wykryto w urządzeniach kuchennych hotelu, w którym przebywali pływacy, a stężenie trimetazydyny w ich organizmach było minimalne i zmienne. W konsekwencji gwiazdorzy chińskiego pływania mogli bez przeszkód i z powodzeniem walczyć w Tokio o olimpijskie medale (Zhang Yufei zdobyła dwa złote) i wielu z nich jest faworytami olimpijskiej rywalizacji w Paryżu.

Dla każdego, kto interesuje się sportem, to historia śmierdząca manipulacją na kilometr. Chiny mają bogatą dopingową przeszłość w wielu sportach, największy gwiazdor pływania Sun Yang był dyskwalifikowany na cztery lata, wyjaśnienia z kuchennym śladem wydają się skrajnie niewiarygodne, a przede wszystkim afera miała miejsce w trakcie epidemii koronawirusa, gdy Chiny były najbardziej zamkniętym krajem na świecie.

W sportowych mediach wielokrotnie zadawano wówczas pytanie, czy ta izolacja nie zostanie przez sportowców – nie tylko chińskich – wykorzystana jako możliwość bezkarnego dopingu, bo mieli oni pewność, że z powodu zamknięcia żadna wizyta niezależnych kontrolerów przez wiele miesięcy im nie grozi. Chiński przykład z apogeum pandemii wydaje się świadczyć, że z tej możliwości skorzystano.

Po emisji programu w telewizji ARD i opublikowaniu artykułów w „New York Timesie” o sprawie napisały media całego świata, bez lekceważenia, ale w tonacji dość spokojnej. Nie było pierwszostronicowych tytułów, frontalnego ataku na Chińczyków, tak jakby globalnie uznano, że to temat mało zajmujący w czasach dyktatury klikbajtu i ludzie się tym nie zainteresują. Jeśli tak rzeczywiście jest, byłaby to bardzo smutna refleksja na temat tego, jak bardzo opinia publiczna została znieczulona w sprawach dopingowych. Po prostu uznaliśmy, że doping w sporcie to norma i nie ma co się tym zajmować.

Czytaj więcej

Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki

Głośny protest słychać jedynie ze strony tych, z którymi Chińczycy w Tokio wygrywali, odbierając im olimpijskie medale, oraz szefa Amerykańskiej Agencji Antydopingowej (USADA) Travisa Tygarta, który od lat krytykuje organizację kierowaną przez Witolda Bańkę. Pod wodzą Togarta Amerykanie budują alternatywny wobec WADA system kontroli dopingu, uchwalili nawet przepis (tzw. Akt Rodczenkowa), zgodnie z którym mogą łapać dopingowiczów na całym świecie, jeśli naruszyli oni interesy zawodników z USA.

Czyste sumienie Chińczyków w drodze do Paryża

WADA, jeśli już jest krytykowana, to nie z powodów merytorycznych (ma zresztą na swoją obronę poważne formalnoprawne argumenty), co wizerunkowych. Trudno bowiem obronić tezę, że zachowanie procedur było wystarczającym powodem, by zamieść aferę pod dywan.

Jeśli proceduralne względy nie pozwalały poinformować opinii publicznej, że w trakcie przygotowań do igrzysk Chińczycy wykrywają doping u swoich sportowców, informują o tym, przedstawiają kuriozalne wyjaśnienia, a WADA z powodu epidemii nie może wysłać na miejsce swoich kontrolerów i ma problem, to znaczy, że procedury są złe i w tej konkretnej sprawie wiarygodność agencji kierowanej przez Witolda Bańkę została poważnie naruszona.

Kto wie, czy nie najsmutniejsze w tej sprawie są słowa polskiego szefa WADA podczas wirtualnego spotkania ze światowymi mediami: „Jeśli podobna sprawa miałaby miejsce teraz, zachowalibyśmy się tak samo”. To oznacza, że Chińczycy na trzy miesiące przed igrzyskami w Paryżu trzymają się mocno i mogą z certyfikatem dopingowej moralności i z formalnie czystym sumieniem jechać do Paryża.

Jak czystym, o tym każdy z nas, lubiących sport i szanujących sportowców, będzie decydował sam, WADA nam w tym nie pomogła. Ja nie mam wątpliwości: do wielu przedolimpijskich zmartwień związanych z tym, że świat się chwieje, doszło kolejne, które sport zafundował sobie sam.

Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Rusłan Szoszyn: Broń atomowa na Białorusi to problem dla Aleksandra Łukaszenki, nie dla Polski
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: PiS nie skończy jak SLD. Rozliczenia nie pogrążą Kaczyńskiego
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Edukacja zdrowotna? Nie można ciągle myśleć o seksie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: Tusk zdecydował ws. TVN i Polsatu. Woluntaryzm czy konieczność