Sprawę ujawnili pod koniec ubiegłego tygodnia dziennikarze niemieckiej telewizji ARD oraz „New York Timesa”. Z ich śledztwa wynika, że Chińska Agencja Antydopingowa znalazła przed igrzyskami w Tokio w organizmach pływaków zakazaną substancję. Był to lek nasercowy trimetazydyna, ten sam, który wykryto u łyżwiarki figurowej Kamili Walijewej podczas igrzysk w Pekinie, za co Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) – kierowana przez Witolda Bańkę – najpierw zawiesiła Rosjankę, a potem nie zawahała się wejść w długą, prawną batalię z Rosjanami trwającą do dziś.
Chińczycy poinformowali o sprawie WADA, która wysłuchawszy ich wyjaśnień i po przeprowadzeniu własnego dochodzenia, dała wiarę zapewnieniom o niewinności sportowców i sprawę uznała za zamkniętą – co warte podkreślenia – z zachowaniem wszelkich obowiązujących procedur.
Czytaj więcej
Sprawa gwiazdorów chińskiego pływania, którzy mieli pozytywne wyniki testów antydopingowych, zach...
Dopingowa przeszłość Chin
Najważniejszym argumentem przedstawionym przez Chińczyków było to, że ślady leku – istniejącego tylko w postaci pigułek – wykryto w urządzeniach kuchennych hotelu, w którym przebywali pływacy, a stężenie trimetazydyny w ich organizmach było minimalne i zmienne. W konsekwencji gwiazdorzy chińskiego pływania mogli bez przeszkód i z powodzeniem walczyć w Tokio o olimpijskie medale (Zhang Yufei zdobyła dwa złote) i wielu z nich jest faworytami olimpijskiej rywalizacji w Paryżu.
Dla każdego, kto interesuje się sportem, to historia śmierdząca manipulacją na kilometr. Chiny mają bogatą dopingową przeszłość w wielu sportach, największy gwiazdor pływania Sun Yang był dyskwalifikowany na cztery lata, wyjaśnienia z kuchennym śladem wydają się skrajnie niewiarygodne, a przede wszystkim afera miała miejsce w trakcie epidemii koronawirusa, gdy Chiny były najbardziej zamkniętym krajem na świecie.