Wyniki „premierowskiego” sondażu IBRiS dla „Rzeczpospolitej” pokazują bardzo ciekawy paradoks polskiej polityki. Wynika z nich bowiem, że wyborcy opozycji chętniej widzieliby Rafała Trzaskowskiego w roli premiera (41 proc.) po wyborach wygranych przez opozycję niż Donalda Tuska (22 proc.). Wśród wyborców niezdecydowanych przewaga Trzaskowskiego nad Tuskiem jest jeszcze bardziej miażdżąca (37 do 2 proc.!). Wynika to oczywiście z dużego elektoratu negatywnego, który ma przewodniczący Platformy i po części z nieustannych zabiegów pisowskiej propagandy, która codziennie bierze go na celownik. Ale ten sondaż oddaje pewne społeczne fakty – Tusk nie przyciąga nowych wyborców do opozycji.
Paradoks polega na tym, że obserwujemy powtórkę sytuacji z wyborów prezydenckich 2020 r. Sondaże pokazywały wówczas, że Władysław Kosiniak-Kamysz, przez to, że był podobny ideowo do Andrzeja Dudy, okazywał się w badaniach jedynym politykiem, który miał szansę pokonać w drugiej turze urzędującego prezydenta. Kłopot polegał jednak na tym, że Kosiniak-Kamysz nie miał szans na wejście do drugiej tury.
Czytaj więcej
Odwaga i optymizm - te dwa słowa mają być wyznacznikiem dla Polski 2050 w kolejnych kampaniach wyborczych. O odwadze i optymizmie mówił w Łodzi w swoim przemówieniu na I zjedzie partii Polska 2050 Szymona Hołowni jej lider. Odpowiedział też bezpośrednio Donaldowi Tuskowi, który w piątek w Lublinie wezwał Hołownię do określenia się, jeśli chodzi o format startu opozycji.
Z najnowszym badaniem sprawdzającym kogo wyborcy opozycji widzieliby w fotelu premiera jest podobnie. Tusk podoba się wyborcom opozycji mniej od Trzaskowskiego, ale to on wrócił do Polski z Brukseli, zakasał rękawy, przejął upadającą Platformę Obywatelską, odbudował jej poparcie i ciężko pracuje no to, by osiągnąć jak najlepszy wynik jesienią. Rafał Trzaskowski nie skorzystał z szansy by przejąć PO, kiedy tę partię wyprzedził Szymon Hołownia w sondażach w 2021 roku. Teraz również nie wygląda na szczególnie zainteresowanego włączeniem się w partyjną robotę podczas kampanii wyborczej.
Nie zmienia to jednak faktu, że i Platforma i Tusk powinni wyniki tego badania (i innych) gruntownie przemyśleć. Tak jak w 2014 roku Jarosław Kaczyński zdał sobie sprawę, że ma na tyle silny elektorat negatywny, że nie wygra ani wyborów prezydenckich ani parlamentarnych i postawił na Andrzeja Dudę oraz Beatę Szydło, tak dziś Tusk powinien pomyśleć o jakimś taktycznym sojuszu z Trzaskowskim, dzięki któremu zdjąłby z siebie odium negatywnego wizerunku i wykorzystał popularność prezydenta Warszawy.