Prezes mógł mieć ustawę likwidującą Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego zgodnie z wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu przyjętą przez Sejm i czekać, co z nią zrobi Senat. A w dodatku mieć po swojej stronie prezydenta. Wszak tamten projekt był uzgodniony przez Andrzeja Dudę i szefową Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen. Jednak Kaczyński wolał przez cztery miesiące przekonywać Zbigniewa Ziobrę i jego Solidarną Polskę do poparcia kompromisu z Brukselą. Ostatecznie warunkiem poparcia były poprawki, które – co przyznał ostatnio sam Duda – choć zdaniem prezydenta nie były istotne, zostały przez KE uznane za zerwanie kompromisu. Już wtedy Kaczyński mógł doprowadzić do sytuacji, do jakiej doszło w piątek, gdy Ziobro głosował przeciw, ale przy wstrzymaniu się od głosu większości opozycji, ustawa przeszła do zdominowanego przez opozycję Senatu. Co gorsza, dziś Kaczyński musi obłaskawić Dudę, któremu obecny projekt się nie podoba.
Bilans jest więc dla prezesa PiS katastrofalny. Bezpowrotnie stracił osiem miesięcy, być może pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy byłyby w Polsce, może nawet już by pracowały w naszej gospodarce – jeśliby istniała wola, by wypełnić pozostałe kamienie milowe umówione z Brukselą. Tymczasem Kaczyński czas stracił, Ziobry i tak nie przekonał – bo w piątek przeciw ustawie zagłosowało 22 posłów Klubu PiS (a więc prócz ziobrystów dwie osoby), a ważne dla PiS postacie jak Antoni Macierewicz wyciągnęły kartę do głosowania (nie głosowało w sumie ośmiu posłów PiS). Teraz jeszcze prezes musi się martwić, jak zachowa się prezydent.
Czytaj więcej
Po kluczowym głosowaniu w Sejmie nowa ustawa sądowa, która zdaniem rządu ma odblokować KPO, trafiła do Senatu.
W dodatku dla wyborców bardziej czytelna jest gra Ziobry – walczy z Unią i ogłasza się obrońcą suwerenności. Kaczyński najpierw w lecie zapowiedział, że teraz zacznie z Brukselą grać ostro, ale ostatecznie musiał przełknąć gorzkie warunki kompromisu w sprawie KPO. To pokazuje, że jego strategia była całkowicie chybiona.
Jedyne, czym może się dziś pocieszać, to fakt, że opozycja wychodzi z tego głosowania równie skłócona jak tak zwana Zjednoczona Prawica. Mimo deklaracji o wspólnym froncie w sprawie KPO Polska 2050 zagłosowała przeciw, wobec czego Koalicja Obywatelska wyszła na „miękiszonów”, którzy przyłożyli rękę do tego, by PiS dostał przed wyborami 150 mld zł z Brukseli. Platforma nie miała tu pola manewru i w efekcie Donald Tusk jest dziś oskarżany przez najbardziej antypisowskie środowiska (np. Lecha Wałęsę) o zdradę. Zawsze to dla PiS jakaś pociecha, że opozycja również jest rozbita.