Wiele demokracji może pozazdrościć Francji przywódcy o takiej inteligencji. Macron kończy pierwszą kadencję w wyjątkowo trudnych warunkach. Naznaczyła ją pandemia, wojna. Poziom frustracji w kraju jest ogromny. A jednak w trakcie trwającej dwie i pół godziny środowej debaty telewizyjnej Marine Le Pen ani razu nie udało się wytrącić prezydenta z równowagi, zepchnąć go do defensywy lepszymi pomysłami. Doskonale panując nad szczegółami wszystkich tematów, którymi przyszło mu się zajmować, sypał jak z rękawa danymi, liczbami, datami. I potrafił ułożyć je w logiczne wywody, które czarno na białym wykazywały sprzeczności w programie oponentki. Rumieniec na policzkach Le Pen, zbyt długie momenty ciszy zdradzały, że nie czuje się komfortowo z takim przeciwnikiem.
Polaryzacja sceny politycznej jest jednak we Francji tak duża, że to starcie zapewne nie miało dużego znaczenia. Zasiadając przed telewizorami, przytłaczająca większość Francuzów z góry wiedziała, na kogo odda w niedzielę swój głos. Tylko jakaś skandaliczna, pogardliwa wypowiedź Macrona albo bardzo agresywna postawa Le Pen mogłyby to zmienić. Oboje okazali się zbyt wytrawnymi politykami, aby do tego dopuścić.
Czytaj więcej
Połowa wyborców lewicy stawia na Macrona. To da mu zwycięstwo – uważa Emmanuel Riviere, szef instytutu Kantar.
Bo też obok sprawności Macrona o wyniku tych wyborów zdecyduje odpowiedzialność lewicy, a w szczególności Jean-Luc Melenchon. Przypomniał on 8 mln swoich wyborców, kim jest Le Pen: kandydatką skrajnej prawicy wywodzącą się ze środowisk kolaborantów Hitlera. To raz jeszcze najpewniej wywoła republikański odruch nad Sekwaną – nie pozwoli drugiemu co do znaczenia państwu Unii Europejskiej zejść z drogi liberalnej demokracji.
Co jednak, gdyby Francja miała mniej sprawnego prezydenta, jak choćby François Hollande czy Nicolas Sarkozy? Albo gdyby Melenchon zaszył się w ciszy, niesiony wściekłością, bo do wejścia do drugiej tury zabrakło mu ledwo 400 tys. głosów? W chwili gdy Putin podbija Ukrainę, zjednoczona Europa mogłaby już w przyszłym tygodniu stanąć w obliczu egzystencjalnego pytania, czy nie grozi jej rozpad. Dlatego to najwyższy czas, aby poważnie pochylić się nad problemami, jak brak wystarczających zabezpieczeń socjalnych czy wysoka przestępczość, które wzniosły Le Pen tak wysoko. Następnej szansy na uniknięcie katastrofy może już nie być.