Opozycja chce nie tylko zlikwidować Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego, ale też odpolitycznić Krajową Radę Sądownictwa. Z kolei prezydent i PiS chcą jak najmniejszym kosztem rozwiązać konflikt z Brukselą. A ziobryści marzą o spacyfikowaniu resztki niezależnego sądownictwa.
Najostrzejsza linia podziału przebiega w obrębie obozu władzy, gdzie ścierają się dwie koncepcje – jedna mówi, że wojna w Ukrainie to dobry moment na kompromis i pozbycie się problemu z Izbą Dyscyplinarną SN, co pomoże otworzyć kurek z pieniędzmi z Krajowego Planu Odbudowy i znormalizować relacje z Brukselą.
Tymczasem prawe skrzydło koalicji na czele z ziobrystami uważa, że kompromis byłby błędem. Skoro historia rzekomo przyznała rację Polsce, to Unia powinna się wycofać, a nie Polska. Orędownicy tej tezy posługują się zmanipulowanym cytatem z wywiadu byłej ambasador USA Georgette Mosbacher dla Interii, z którego miałoby wynikać, że uważa ona problem z praworządnością za wymysł rosyjskiej dezinformacji. W rzeczywistości Mosbacher krytykowała zmiany w sądownictwie i zamachy na niezależne media nad Wisłą, choć jednocześnie uważa, że problem z praworządnością został wyolbrzymiony przez rosyjską dezinformację. W ten sposób jej słowa stały się argumentem na rzecz ostrego kursu względem Unii.
Czytaj więcej
W obozie władzy toczą się intensywne rozmowy, by w miarę zgodnie przyjąć w Sejmie długo zapowiadane zmiany w sądownictwie.
W kuluarach Sejmu słychać, że szykuje się kompromis: PiS przyjmuje z pewnymi poprawkami projekt prezydencki, zwalając odpowiedzialność na Andrzeja Dudę – skoro zgłosił, to niech teraz się tłumaczy. Solidarna Polska planuje nie głosować przeciw, za co do rządu wróci radykalny poseł tej partii – Janusz Kowalski. Problem z Brukselą zostanie rozwiązany, a skrajny elektorat prawicy będzie mógł spać spokojnie, bo oto samozwańczy obrońca suwerenności, zaciekły wróg Donalda Tuska i Niemiec, wraca do rządu. Ziobryści więc też odniosą wizerunkowy sukces.