Ogłaszając początek końca pandemii tydzień po tym, gdy w Sejmie doszło do brawurowej próby uchwalenia ustawy, która narzędziem walki z epidemią czyniła z donoszenia na kolegów i koleżanki z pracy, Niedzielski dowiódł jak bardzo chaotyczną walkę z epidemią prowadzi polski rząd. Skoro bowiem dziś jest tak dobrze, to dlaczego tydzień temu było tak źle? Skoro dzieci mają w przyspieszonym tempie wracać do szkół, to dlaczego, zaledwie dwa tygodnie temu, trzeba je było w ekspresowym tempie z tych szkół wyganiać? Za chwilę mamy ściągać maski, a jeszcze chwilę temu, bez tzw. ustawy Hoca, o której dziś nikt już nie pamięta, resort zdrowia miał sobie nie wyobrażać walki z epidemią. Wszystko to stwarza wrażenie, że rzeczywiście – jak w internetowych memach – ktoś kręci covidowym kołem i raz wypada nam zaostrzenie reżimu sanitarnego, a raz koniec pandemii.
Czytaj więcej
- Mamy do czynienia z początkiem końca pandemii - powiedział minister zdrowia Adam Niedzielski. O...
Co gorsza wygląda to tak, jakby rząd w walce z COVID przyjął postawę biernego obserwatora, nie mogąc zdecydować się co jest dla niego priorytetem. W efekcie dla środowisk koronasceptyków minister Niedzielski jest symbolem opresji, człowiekiem zmuszającym ich do noszenia masek i konspiracyjnego jedzenia popcornu w kinie. Z kolei dla zaniepokojonych skutkami jakie epidemia wywiera na stan naszego zdrowia i system ochrony zdrowia, Niedzielski jest ministrem rządu ulegającego antyszczepionkowcom, bojącego się zirytować wszystkich tych, którzy są przekonani, iż żadnej epidemii nie ma, a nawet jeśli jest, to nie należy sobie zawracać tym głowy. Przedstawiciele obu tych grup żyją zazwyczaj we własnych bańkach, więc nie widzą tego paradoksu, ale w rzeczywistości i jedni, i drudzy chcieliby dymisji ministra równie gorąco – choć z krańcowo odmiennych pobudek.
Rząd a wraz z nim minister Niedzielski ustawił się bowiem w pozycji obserwatora epidemii, a nie aktywnego aktora, który zdecyduje się na zdecydowane ruchy – w jedną lub drugą stronę. Jeśli bowiem uznał, że gospodarka i powrót do przedepidemicznej normalności są najważniejsze, to powinien był trzymać dzieci w szkołach, pozwalać sprzedawać popcorn w kinach, ograniczyć kwarantannę i ogłosić: tak, będziecie się zakażać i umierać, ale tak to już jest na świecie. Jeśli zaś uznał, że jego pierwszym obowiązkiem jest ochrona życia Polaków – powinien był sięgnąć po paszporty covidowe czy inną formę wymuszania na rodakach szczepienia się i utrudniania życia niezaszczepionym. Zamiast tego rząd poszedł trzecią drogą – czasem groził palcem, czasem rozkładał bezradnie ręce, najczęściej jednak było tak, że wiceminister Waldemar Kraska informował o dobowej liczbie zakażeń – a minister Adam Niedzielski obiecywał dostawianie nowych łóżek w szpitalach. Chorzy na COVID-19 umierali, koronasceptycy narzekali na opresyjne państwo, a lekarze – na to, że rząd nie robi nic, aby im pomóc.
Osiągnęliśmy pewien stan równowagi w niezadowoleniu – niezadowoleni byli solidarnie wszyscy. I może taki był cel – bo kiedy wszyscy byli niezadowoleni po równo, to nikt nie był zadowolony zbyt bardzo. A wiadomo, że bardzo niezadowoleni są groźniejsi niż trochę niezadowoleni, bo ci pierwsi potrafią wychodzić na ulice i potem media pokazują zdjęcia, po których spada poparcie.