Wszyscy marzą o deeskalacji poza Władimirem Putinem, który wysyłając dziesiątki tysięcy żołnierzy na zachód i ultimata do państw Zachodu, zademonstrował swoje marzenia o odrodzeniu imperium.
Emmanuel Macron marzy też o reelekcji za dwa miesiące, a deeskalacja jeszcze przed kwietniowymi wyborami bardzo go do niej przybliży. Przed poniedziałkowym wyjazdem do Moskwy wypowiadał się w sposób, który w naszym regionie może niepokoić: Rosja to wielki naród, należy jej się szacunek, ma prawo martwić się o swoje bezpieczeństwo. Zwłaszcza to ostatnie brzmi dla nas ponuro, żaden sąsiad Rosji bowiem nie zagraża. Macron na pewno nie zrezygnował też ze swojego pomysłu nowego systemu unijnej obrony, który przedstawił kilka tygodni temu. Systemu niezależnego od Amerykanów i konsultowanego z Rosjanami.
Uznajmy, że udając się do Moskwy, przywódca Francji może wysyłać koncyliacyjne sygnały i wyrażać zrozumienie dla najdziwniejszych lęków.
Istniało jednak poważniejsze ryzyko, że w czasie rozmowy z Putinem, która miała się odbyć w cztery oczy, Macron zostanie przez gospodarza wykorzystany do przeprowadzenia kluczowej kalkulacji: czy dalsza eskalacja, z wielką wojną włącznie, mu się opłaca.
Czytaj więcej
Jeśli prezydent Francji przekona Putina do zaniechania inwazji, może być prawie pewien kwietniowej reelekcji.