Premier Mark Rutte staje wobec widma utraty władzy. Jego główny konkurent Geert Wilders tylko czeka na pretekst, by zapytać raz jeszcze, czy Haga ciągle jest stolicą Holandii czy też turecką prowincją. Politycy tureccy przyjeżdżają do Europy Zachodniej na wielkie wiece związane z referendum, które dotyczy wzmocnienia władzy prezydenta Erdogana. Zbierają głosy Turków po całej Europie, by dokręcić śrubę opozycji nad Bosforem. Sprawa nie jest prosta. Co jest ważniejsze dla Ruttego: polityczna przyszłość Holandii czy wola prezydenta Turcji, który zapragnął więcej władzy? Co jest ważniejsze dla Turków w Holandii: ich spokój w Unii, który gwarantuje Rutte, czy więcej władzy prezydenta w Ankarze? Kluczowy jest dylemat Ruttego: co w takiej sytuacji robi tradycyjny demokrata, liberał, socjaldemokrata lub chadek? Czeka, aż populiści wybiorą mu jajka z kurnika i żali się potem po trybunałach czy idzie na skróty? Oto jest pytanie, przed którym stają dzisiaj główne tradycyjne partie na Zachodzie. Rutte wybrał to drugie. Jeśli uda mu się sformować rząd, być może okaże się, że jego metoda w rozgrywce z Wildersem stanie się w walce z populistycznymi dyrdymałami za Zachodzie tym, czym penicylina w walce z gruźlicą. Zapewne jego ścieżką podążą inni, którzy uznają, że czasem trzeba bronić wolności pięścią. Tak się okaże, że liberalna demokracja przy pomocy demokratów stanie się już bezprzymiotnikową, ale wciąż demokracją.
Mark Rutte mówi „nie", Europa wstrzymuje oddech. Witold Waszczykowski stara się łagodzić: „Uważamy, że Turkom można było umożliwić odbywanie spotkań. Ja również jeżdżę po Europie i po świecie, ponieważ Polska posiada dużą diasporę (...) w różnych krajach". Faktycznie, z różnych powodów szkoda, że trafiło na Turków, tym bardziej że nie kłótnia z Ankarą, ale rywalizacja w Holandii stanowi istotę holenderskiego „nie". Rząd turecki jest jednak zbyt poważny, by nie rozumieć, że wizyty na wiecach w Holandii kilka dni przed wyborami i dostarczanie politycznej amunicji konkurencji rządu to nie spotkania jak na występach Mazowsza dla Polonii w Kanadzie.