Nie sposób poważnie traktować tłumaczenia rządu, który deklaruje, że nie zaufa szczepionce zaakceptowanej przez większość krajów Europy Zachodniej, dopóki nie zatwierdzą jej polscy specjaliści. Trudno uznać, że w tej mierze jesteśmy bardziej precyzyjni i lepiej przygotowani niż Anglicy czy Niemcy, zwłaszcza że wiadomo o spóźnionych próbach działań minister Kopacz na rzecz nabycia szczepionki od Szwedów.
[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/12/28/o-szczepionkach-i-wierze/]skomentuj na blogu [/link][/b][/wyimek]
Premier Tusk grzmiał w jednej z wypowiedzi, że nie może wziąć odpowiedzialności, dopóki nie będzie miał stuprocentowej pewności, że szczepionka nie zagrozi w żadnym stopniu życiu pacjentów. Stwierdził, że może być niebezpieczna. Prawda, jak groźnie brzmi?
Gdyby potraktować poważnie tę wypowiedź, to należałoby wycofać z obiegu nie tylko wszystkie szczepionki, ale i większość lekarstw. Premier odwołuje się do naiwnej wiary w doskonałość świata, który dla siebie stworzyliśmy. Pewność ma być stuprocentowa, a leki bez efektów ubocznych. Wyłączamy zdrowy rozsądek, który podpowiada, że w takich sprawach (jak w prawie żadnej) nie ma stuprocentowej pewności, tak jak nie ma leków bez efektów ubocznych, choć mogą one zostać zminimalizowane.
Chesterton zauważył, że jeśli przestaliśmy wierzyć w Boga, to nie znaczy, że wierzymy w nic, ale że wierzymy w cokolwiek. W tym wypadku uwierzyliśmy w cywilizację, która ma nam zapewnić pełne bezpieczeństwo. Każde zagrożenie, każde ryzyko staje się skandalem, za który ktoś powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności. W państwie opiekuńczym winnym staje się rząd.