Ludowe Chiny na przykład dały się przekonać, że Stanami Zjednoczonymi rządzi dziś mięczak, i zaczynają dyktować Ameryce, z kim wolno się jej prezydentowi spotykać i komu co sprzedawać, ba, grożą nawet sankcjami ekonomicznymi. Trudno mi powiedzieć, czy rzeczywiście są w stanie takie sankcje wprowadzić i czy polegałyby one na zatrzymaniu eksportu do USA wszelkiego asortymentu taniego badziewia, czy na wstrzymaniu skupu amerykańskich papierów dłużnych.
Sam fakt, że Chiny zaczęły z Ameryką rozmawiać takim językiem, jest porażką i nie bardzo wiadomo, co teraz największe światowe mocarstwo zrobi. Jeśli będzie grzecznie przełykać zniewagi, to źle, jeśli huknie pięścią w stół – też źle.
Na pochyłe drzewo zaś, jak powiadali nasi przodkowie, wszystkie kozy skaczą. Iranowi daleko do potęgi Chin, choć w swojej propagandzie używa retoryki równie mocarstwowej. Ale i tam na gesty Obamy zareagowano tak samo – przymila się, więc widocznie się boi. Ktokolwiek zna mentalność ludzi Wschodu, uzna to za oczywiste. Zasada "jak ty ustępujesz, to ustępuję i ja" sprawdza się zapewne w negocjacjach amerykańskich prawników. Ale dla ludzi Wschodu okazanie skłonności do ustępstw jest dowodem słabości partnera i sygnałem, że czas go nacisnąć mocniej.
Więc Iran jął poczynać sobie coraz śmielej. Co teraz zrobią USA? Jeśli nic, to za parę lat w strategicznie ważnym regionie świata mogą wyrosnąć atomowe grzyby, jeśli zaczną na Teheran tupać i krzyczeć, to się ośmieszą, a jeśli użyją siły… Hm, też niedobrze.
Pokojowy Nobel dla Obamy był nie tylko przedwczesny. Był także kosztowny. Jak bardzo – dopiero się przekonamy.