Dyskusja i emocje wokół tego, jak grać z Białorusią, są zupełnie zrozumiałe. Mińsk zachowuje się bezczelnie i w zasadzie zasługuje na podobne traktowanie. Tyle że od kiedy Łukaszenko przejął władzę na Białorusi, niezależnie od tego, jaką politykę wobec niego prowadziliśmy, sytuacja była mniej więcej taka sama. Dlatego oskarżanie dziś Radosława Sikorskiego, że jego taktyka poniosła fiasko, jest demagogią, bo wszystkie nasze dotychczasowe działania były nieskuteczne.

To prawda, że próby dogadywania się z Mińskiem podejmowane przez obecny rząd nie przynoszą efektów. Ale to nie znaczy, że należy zaprzestać jakichkolwiek działań mogących zmienić sytuację na Białorusi.

Do niedawna nie mieliśmy w ręku na tyle silnych argumentów (czyli pieniędzy i atrakcyjnych kontraktów), by Łukaszenko uznał, że z nami warto podjąć grę. Teraz sytuacja jest o tyle lepsza, że akurat w sprawie Białorusi możemy liczyć na Unię Europejską. Musiał to brać pod uwagę Sikorski, gdy w ostatnich dniach w rozmowie ze swoim białoruskim odpowiednikiem Siarhiejem Marynauem podjął próbę zadziałania metodą kija i marchewki.

Najwyraźniej jednak marchewka nie wystarczyła. Teraz więc konieczna jest konsekwencja – skoro się zagroziło użyciem kija, to należy go użyć. Bo represje wobec Związku Polaków Andżeliki Borys to nie drobny zatarg między dwoma państwami, ale poważne naruszanie praw człowieka. Mińsk odczuje, że jesteśmy silni i zdeterminowani tylko wtedy, jeśli doprowadzimy do przywrócenia unijnych sankcji wobec Białorusi i do zamrożenia kontaktów UE z Łukaszenką.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/janke/2010/02/15/nie-odpuszczac-lukaszence/]Skomentuj[/link][/ramka]