Zacznijmy od pytania podstawowego: dlaczego debata? Przecież najbardziej konsekwentnie - zgodnie ze standardami III RP - zachował się Stefan Bratkowski, który porównał autora do hieny oświadczając przy okazji, że książki nie czytał, ani czytać nie zamierza. Podobnie Władysław Bartoszewski, który równocześnie z właściwym sobie od jakiegoś czasu taktem - nie znając - zestawił ją z przewodnikiem po domach publicznych. Obaj postąpili tak jak przystało na elity III RP. Ich koryfeusze wylewali wiadra nieczystości na autorów biografii Lecha Wałęsy: Pawła Zyzaka, Sławomira Cenckiewicza czy Piotra Gontarczyka, chlubiąc się równocześnie pełną ignorancją na temat książek, które odsądzali od czci i wiary. Dlaczego tak się nie stało teraz?
[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2010/02/27/usmiech-kapuscinskiego/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Czy rację ma propagandzista PO występujący w kwartecie reprezentacyjnym radia CMOK FM? Stwierdził on, że Domosławski to dziennikarz poważny (z "Wyborczej" przecież), a więc należy brać go poważnie w przeciwieństwie do niepoważnych, których argumentami — co nie znaczy osobami — nie należy się zajmować. Prostoduszność owego osobnika, która każe mu być chwalcą partii rządzącej bardziej gorliwym niż jej liderzy, pozwoliła mu przypadkiem powiedzieć prawdę. W salonie III RP nie ma kryteriów merytorycznych i nie ma debat, chyba, że we własnym gronie, na ściśle określone tematy i pod bacznym nadzorem. Ale przecież Domosławski nie taki znów ważny i widzieliśmy już jak ważniejsi z dnia na dzień wylatywali z nieba salonu do inferna oszołomów.
Może więc rację ma Piotr Bratkowski, który wskazuje, że Domosławski to nie "inkwizytorski lustrator" i "fanatyk lustracji". Dobrze więc, że to on rozbroił tykającą bombę Kapuścińskiego zanim dostałaby się ona w niepowołane ręce. Sprawę dopowiedział Wojciech Orliński stwierdzając, że przedsięwzięcie Domsławskiego jest "kontrlustracyjne" i jako takie zasługuje na uznanie.
Postawy takie muszą, chcąc nie chcąc, odwoływać się do całościowe koncepcji etycznej. Choćbyśmy nie mieli na ten temat zielonego pojęcia, ciągle podlegamy tej samej logice i nawet nieświadomie dążymy do uporządkowania naszych wyobrażeń o świecie.