Uśmiech Kapuścińskiego

Niech szanowni Czytelnicy się nie obawiają. Nie będzie o biografii Ryszarda Kapuścińskiego autorstwa Artura Domosławskiego. Będzie o stanie ducha jaki się z debaty wokół niej wyłania. A nie nastraja on optymizmem.

Publikacja: 28.02.2010 00:01

Bronisław Wildstein

Bronisław Wildstein

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Zacznijmy od pytania podstawowego: dlaczego debata? Przecież najbardziej konsekwentnie - zgodnie ze standardami III RP - zachował się Stefan Bratkowski, który porównał autora do hieny oświadczając przy okazji, że książki nie czytał, ani czytać nie zamierza. Podobnie Władysław Bartoszewski, który równocześnie z właściwym sobie od jakiegoś czasu taktem - nie znając - zestawił ją z przewodnikiem po domach publicznych. Obaj postąpili tak jak przystało na elity III RP. Ich koryfeusze wylewali wiadra nieczystości na autorów biografii Lecha Wałęsy: Pawła Zyzaka, Sławomira Cenckiewicza czy Piotra Gontarczyka, chlubiąc się równocześnie pełną ignorancją na temat książek, które odsądzali od czci i wiary. Dlaczego tak się nie stało teraz?

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2010/02/27/usmiech-kapuscinskiego/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]

Czy rację ma propagandzista PO występujący w kwartecie reprezentacyjnym radia CMOK FM? Stwierdził on, że Domosławski to dziennikarz poważny (z "Wyborczej" przecież), a więc należy brać go poważnie w przeciwieństwie do niepoważnych, których argumentami — co nie znaczy osobami — nie należy się zajmować. Prostoduszność owego osobnika, która każe mu być chwalcą partii rządzącej bardziej gorliwym niż jej liderzy, pozwoliła mu przypadkiem powiedzieć prawdę. W salonie III RP nie ma kryteriów merytorycznych i nie ma debat, chyba, że we własnym gronie, na ściśle określone tematy i pod bacznym nadzorem. Ale przecież Domosławski nie taki znów ważny i widzieliśmy już jak ważniejsi z dnia na dzień wylatywali z nieba salonu do inferna oszołomów.

Może więc rację ma Piotr Bratkowski, który wskazuje, że Domosławski to nie "inkwizytorski lustrator" i "fanatyk lustracji". Dobrze więc, że to on rozbroił tykającą bombę Kapuścińskiego zanim dostałaby się ona w niepowołane ręce. Sprawę dopowiedział Wojciech Orliński stwierdzając, że przedsięwzięcie Domsławskiego jest "kontrlustracyjne" i jako takie zasługuje na uznanie.

Postawy takie muszą, chcąc nie chcąc, odwoływać się do całościowe koncepcji etycznej. Choćbyśmy nie mieli na ten temat zielonego pojęcia, ciągle podlegamy tej samej logice i nawet nieświadomie dążymy do uporządkowania naszych wyobrażeń o świecie.

"Ale zanim wzięłam ją [książkę Domosławskiego] do ręki, wiedziałam, że pod jej wpływem nie zmienię zdania o jej bohaterze, bo go znałam; bo mogę sama zinterpretować znaczenie jego uśmiechu; bo po nikim nie spodziewam się, że jest kryształowy." Bardzo poglądowy ten fragment wyszedł spod pióra nowej naczelnej "Przekroju", Katarzyny Janowskiej. Pierwsze pytanie: po co w takim razie "brać taką książkę do ręki"? Następne: czy znaczy to, że wystarczy znać czyjś uśmiech? Jeśli wiemy, że nikt nie jest kryształowy, to założyć powinniśmy, że każdy niesie w sobie tajemnicę, której odsłonięcie może zmienić naszą jego ocenę. Autorka mówi nam jednak chyba co innego: skoro każdy z nas jest grzeszny, to lepiej mu się za dokładnie nie przyglądać i swoją dociekliwość ograniczyć do uśmiechu. Albo: skoro każdy jest grzeszny, to nikt nie ma prawa do osądu.

Ten jaskrawy, etyczny nonsens funkcjonuje w naszym świecie jako obowiązujący pogląd. Ile to razy słyszymy: czy masz pewność jak byś się zachował w danej sytuacji? Brak takiej pewności ma - podobno - uniemożliwić osąd. Postawa taka funkcjonuje dziś obiegowo jako najgłębiej etyczna. Ta pseudoetyka "wybaczenia" w rzeczywistości oznacza odmowę oceny, czyli zakwestionowanie rozróżnienia między zachowaniem nagannym a właściwym, a więc - w ludzkiej rzeczywistości - między dobrem a złem. Głosi jedno przykazanie: nie osądzaj bliźniego swego. Ten dezyderat zapewnia nam psychiczny komfort: zabezpiecza przed krytyką: własną i cudzą. Cóż za rozkosznie nieważki świat. Byłby doskonały, gdyby nie ci, którzy mówią, że, choćbyśmy nie wiem jak nie chcieli, istnieje siła ciążenia, a nasze uczynki mają swoją wagę i znaczenie. Podkreślają, że właśnie ułomność człowieka każe mu budować systemy norm, w świetle których będzie można osądzić jego czyny, a ostatecznie i życie. Nie, dla takich inkwizytorskich lustratorów nie ma wybaczenia.

Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka