[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2010/03/07/paciorki-dla-cywilizowanych-rozga-dla-populistow/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
W minionym roku nastąpił spadek gospodarki tego kraju o ponad 6 proc. Spadek przewidywany jest również w roku obecnym. Dług publiczny Węgier sięga 80 proc. PKB. Zapaść gospodarcza i kulturalna widoczna jest na każdym kroku. Korupcja kwitnie. Energetyka Węgier prawie w całości sprzedana została Rosjanom. Rząd Węgier zachowuje się już nie jak sojusznik, ale moskiewski agent włączając się do budowy gazociągu południowego. Ten rosyjski projekt zablokować ma gazociąg Nabucco, który transportowałby gaz z Azji Środkowej przez kraje kaukaskie i Turcję i mógłby stanowić alternatywę dla rosyjskiej gazowej dominacji w Europie.
Okazuje się jednak, że nie to przeraża europejskie ośrodki opiniotwórcze. Lękają się one, że ci, którzy doprowadzili do tego stanu Węgry, mogą utracić władzę. Wszystko bowiem wskazuje na to, że w kwietniowych wyborach przejmie ją Fidesz, partia Victora Orbana. To konserwatywne ugrupowanie przedstawiane jest w opiniotwórczych ośrodkach europejskich jako nacjonalistyczno populistyczne zagrożenie.
Węgry stanowią dla Polski dobry punkt odniesienia i w niektórych aspektach przypominają ją w sposób wręcz zdumiewający. Można uznać, że wyglądają tak jak wyglądałaby Polska bez afery Rywina i kryzysu nią wywołanego; Polska po dwóch kadencjach rządach postkomunistów pod wodzą Millera i jemu podobnych.
W wyborach 2002 roku na Węgrzech władzę zdobyła postkomunistyczna partia socjalistyczna dzięki sojuszowi z Związkiem Wolnych Demokratów, partią do złudzenia przypominającą polską Unię Wolności. Była to partia stworzona przez dominującą grupę opozycji. Jej liderzy wywodzili się jednak z dawnych komunistycznych środowisk. Od 2002 roku istnieją na scenie politycznej wyłącznie dzięki sojuszowi z postkomunistami. Ci mają w rękach media. Zostały one po upadku komunizmu kupione przez zachodnich inwestorów, którzy nie dokonali w nich żadnych osobowych zmian. Nic dziwnego, że gros dziennikarzy węgierskich wyrasta z czasów komunistycznych lub jest formowanych przez dawnych "mistrzów". Tym także tłumaczyć można, że skandale takie jak ujawnienie rozmów, w których premier Ferenc Gyurcsany przyznaje się do monstrualnej skali kłamstw swoich i swojej ekipy nie doprowadziły do jego upadku. Protesty przeciw rządowi były natomiast tłumione, a ich uczestnicy karani przez węgierski wymiar sprawiedliwości w sposób, który przypominać mógł komunistyczne czasy. Gdyż wymiar sprawiedliwości, całkiem jak w Polsce, Węgrzy dziedziczą bezpośrednio z komunistycznego okresu.