[b][link=http://blog.rp.pl/magierowski/2010/03/11/wygaszanie-lekow/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Szokująca jest zmiana nastawienia do Niemiec – z 88 proc. liczba ludzi obawiających się zachodniego sąsiada spadła do 14 proc. Wobec Rosji nie jesteśmy już tacy wspaniałomyślni, ale i tak boimy się jej w dużo mniejszym stopniu niż kiedyś.
Jak na kraj doświadczony zaborami, wykrwawiony w wojnie z Hitlerem i Stalinem i upodlony przez komunistyczną, sterowaną z Moskwy dyktaturę, „wygaszanie” naszych lęków postępuje szybko i sprawnie. Zapewne wynika to nie tylko z zabliźniania dawnych emocjonalnych ran, lecz także z faktu, że Polacy czują się w Europie coraz pewniej.
Obawy mają często swoje źródła w kompleksach. Boimy się tych, którzy są więksi, mocniejsi i mądrzejsi od nas. Na szczęście wielu Polaków doszło już do wniosku, że w stosunku do Niemców nie mamy się czego wstydzić. „Polnische Wirtschaft” to dziś jedyna gospodarka w Europie, która nie popadła w recesję, polscy żołnierze radzą sobie w Afganistanie lepiej niż niemieccy, a życie w Warszawie i Poznaniu nie musi być gorsze od życia w Berlinie czy Monachium. Ba, nawet piwo z polskich browarów może śmiało rywalizować z piwem zza Odry (choć to bardzo subiektywna opinia powyżej podpisanego). Niemcy to sojusznik Polski w NATO i Unii Europejskiej oraz największy partner handlowy. Takiego potulnego sąsiada nie mieliśmy od kilkuset lat.
Co nie oznacza, że musimy teraz wszyscy, na rozkaz, stać się germanofilami. Kwestia gazociągu północnego, spór wokół Centrum przeciwko Wypędzeniom czy niekiedy zbyt przyjazne stosunki Berlina i Kremla – to sprawy zbyt poważne, by zbywać je machnięciem ręki, jak ma to w zwyczaju pewien minister. Skoro już nie boimy się Niemców, to mówmy im odważnie i wprost, co nam się nie podoba.