Smutne jest, że 20 lat po odzyskaniu przez Litwę niepodległości, sześć lat po wstąpieniu przez nią do Unii Europejskiej i NATO – prawie wszyscy obecni w litewskim Sejmie posłowie wspierają projekt nacjonalistów. Opowiadają się za pomysłem z epoki, gdy polskość mogła się niewielkiemu narodowi wydawać zagrożeniem. To nie tylko uderzenie w mniejszość polską, która sto razy już słyszała obietnice, że sprawa nazwisk zostanie załatwiona po jej myśli. A trzeba przypomnieć, że pisownia nazwisk jest najmniej ważnym problemem – znacznie poważniejsze są powolna likwidacja polskiego szkolnictwa i kłopoty ze zwrotem ziemi.
To także kolejna kłoda rzucona pod nogi tym, którym zależy na dobrych stosunkach Polski i Litwy. Cóż się musi dziać w duszach polityków litewskich, skoro znaczna część posłów partii rządzącej zignorowała kompromisowy projekt swego premiera i poparła pomysł nacjonalistów?
Jak dalej rozmawiać z Litwą? Jak realizować strategiczne cele polityki wschodniej? Jak kształtować unijną politykę wobec Rosji, jeżeli nasz ważny partner w tych sprawach zachowuje się tak, jakby to Polska i polskość były jego głównymi wrogami?
Polscy politycy powinni w zdecydowany sposób pomóc się Litwie obudzić z nacjonalistycznego snu. Miejmy nadzieję, że w takim celu poleciał do Wilna prezydent Kaczyński.
Litwo, dostrzeż, że Polacy nie dybią na twoją suwerenność, a polski nie jest już zagrożeniem dla języka litewskiego. Obudź się, póki nie jest za późno.