Trudno mi jednak zaakceptować jego krytykę blokowania przez premiera Karty praw podstawowych. Zawarte w niej uprawnienia socjalne prowadzą do narzucenia Europie socjaldemokratycznego modelu państwa opiekuńczego.
Próba wprowadzenia tylnymi drzwiami tego dokumentu (został on odrzucony wraz z projektem konstytucji dla Europy) wpisuje się w niepokojącą tendencję gremiów decyzyjnych współczesnej Unii dążących do narzucenia środkami prawnymi rozwiązań, które powinny pozostać domeną demokratycznych wyborów. Jest to więc również daleko idące ograniczenie demokracji.
Z perspektywy gospodarczego liberalizmu dokument ten jest skandalem. Nieprzypadkowo został zakwestionowany przez Anglię właśnie. Kaczyński mógłby to podnieść, zamiast tego powiedział, że w tej mierze polskie zapisy są lepsze, czym mógł wzbudzić dreszcz grozy.
Zdumiewające było stwierdzenie Tuska, że Karta "zapewniałaby" Polakom wysoki standard życia. Sformułowań takich użył polski Komitet Helsiński tudzież "Gazeta Wyborcza".
Dowiedzieliśmy się więc, że poziom życia budowany jest przez prawne zapisy. Fakt, że wzmiankowane instytucje głoszą takie nonsensy, nie dziwi. Zaskakuje, że powtarza je polityk, który wydaje się cechować gospodarczym rozsądkiem.