Półtora roku po wygranej w referendum niepodległościowym zwolenników zerwania związków z Serbią państwowość czarnogórska świętuje kolejne zwycięstwo. W poniedziałek 22 października uroczyście przyjęto konstytucję niepodległego państwa zaakceptowaną trzy dni wcześniej przez parlament. Poparła ją rządząca od 16 lat koalicja postkomunistów i część opozycji. Przeciw opowiedzieli się posłowie reprezentujący dwie czarnogórskie mniejszości: albańską i serbską. Pierwsi uczynili to, ponieważ są niezadowoleni ze zbyt skromnego – ich zdaniem – zakresu autonomii mniejszości narodowych. Drudzy wystąpili w obronie abstrakcyjnego pojęcia tożsamości narodowej.W sporach o kształt konstytucji nie szło bowiem o kwestie, które zwykle rozgrzewają krew jurystów. Prawdziwy spór dotyczył czegoś zupełnie innego. Niczym w przypowieści Herberta, w której wojna toczyła się o to, czy sztandarymają być szyte z purpurowego czy z niebieskiego jedwabiu, parlament prawie milionowego państwa debatował głównie nad tym, jak określony zostanie w ustawie zasadniczej język urzędowy.Spór o tożsamość – i pokrewne jej język, alfabet, symbolikę – jaki dzieli Czarnogórę, jest hermetyczny nawet jak na Bałkany. W górskim państewku nad Adriatykiem „tożsamość czarnogórska” zaczęła być definiowana dopiero w drugiej połowie dwudziestego wieku. Spora część mieszkańców deklarująca się jako Serbowie postrzega „czarnogórskość” jako wymysł miejscowych postkomunistycznych elit mający na celu „oderwanie się od Belgradu” i skierowany przeciwko serbskiej tradycji i prawom historycznym. Grubo ciosana wizja? Z pewnością. Stąd jednak bierze się niezgoda miejscowych Serbów na nadanie lokalnej odmianie języka serbskiego urzędowej nazwy „czarnogórski”.Niezgoda daremna. Preambuła konstytucji stwierdza, że „językiem urzędowym jest czarnogórski, przy czym urzędy uznawać będą również serbski, bośniacki, albański i chorwacki”. To i kilka innych zdań serbscy politycy uznali za afront wystarczający, by jeden z ich liderów, Andrija Mandić, wezwał rodaków do „lekceważenia pseudokonstytucji pseudopaństwa”.Apel ten, jeśli zostanie wysłuchany, może spowodować wyobcowanie prawie jednej trzeciej obywateli Czarnogóry. Z pewnością zaś wpłynie na wynik przyszłorocznych wyborów parlamentarnych. Reformatorzy, którzy postanowili uciec od „przeklętego pytania” o język i poparli ustawę zasadniczą w imię modernizacji kraju, bez poparcia mniejszości serbskiej mają niewielkie szanse na wygraną.Na razie odtrąbiono triumf. Bruksela, najdalsza od zainteresowania subtelnościami dialektów południowosłowiańskich, na wieść o widokach na kompromis konstytucyjny nagrodziła Podgoricę podpisaniem układu o stabilizacji i stowarzyszeniu (SAA) otwierającym jej drogę do członkostwa w Unii.Być może zbyt pochopnie. Czego jak czego, ale purpurowego i niebieskiego jedwabiu na sztandary wciąż jest na Bałkanach pod dostatkiem.