Twarde dowody zwycięstwa przytaczali kolejni posłowie: – Premier był najmocniejszym i najjaśniejszym punktem naszej kampanii. Był koniem, który ciągnął tę kampanię do przodu. Był znakomitą twarzą kampanii – przekonywał Monikę Olejnik Jacek Kurski, a Zbigniew Ziobro dodawał: – Pan premier Kaczyński w tę kampanię włożył gigantyczną pracę, co było widać, słychać i czuć. Sukces w postaci przysposobienia dla PiS wielu nowych wyborców jest wynikiem jego ciężkiej pracy i rządu.
Wszystkie te i inne wypowiedzi jasno dowodziły, że PiS odniosło w tych wyborach sukces. Zacząłem przecierać oczy ze zdumienia. Skąd w takim razie wziął się słupek z najlepszym wynikiem Platformy Obywatelskiej? Jeszcze w stacjach komercyjnych rozumiem, ale w publicznej? Czyżby zarzuty obserwatorów zagranicznych o stronniczość TVP okazały się zasadne? Przynajmniej w studiu na Woronicza mogli pokazać, że wygrało PiS.
Dopiero wypowiedź Jacka Kurskiego w „Kropce nad i” trochę rozjaśniła sytuację: – Uzgodniliśmy w Prawie i Sprawiedliwości, że sprawy i oceny związane z kampanią i te rzeczy, które chcieliśmy sobie wzajemnie wytknąć, pozostawimy wyłącznie w PiS. Nie będziemy urządzali żadnych połajanek przed kamerami.
Jeszcze przed partyjnymi ustaleniami Kurskiemu wypsnęło się w wieczór wyborczy: – Zabiły nas wielkie miasta, zabiła nas frekwencja.
Strach pomyśleć, co opowiadaliby oddający władzę, gdyby nie uzgodnienia, bo już przyznać, że partię zabiła frekwencja, to piękne polityczne samobójstwo. Ale jak od lat wiadomo, sukces ma wielu ojców, a klęska jest biedną sierotą. Sprytna zamiana przegranej w sukces szczęśliwie spowodowała, że ta porażka ma wyjątkowo wielu ojców.