Pitera pozwoliła sobie stwierdzić, że NIK jest „bizantyjską strukturą o nieokiełznanej skłonności do działań propagandowych” i zapowiedziała zmniejszenie budżetu Izby, a także jej… likwidację i połączenie z CBA. Wywiad ukazał się w zeszłym tygodniu, ale dopiero po liście Wojciechowskiego zwrócono na to uwagę. Bo w tej kadencji takie drobiazgi, jak zapowiedzi urzędującego ministra o likwidacji niezależnej od rządu instytucji kontrolnej, nie wywołują specjalnego zainteresowania ani mediów, ani autorytetów.
Z podobną swobodą Julia Pitera mówiła kilka dni temu o Trybunale Konstytucyjnym: że niektórych sędziów należy wymienić i można to stosowną ustawą przeprowadzić. Wówczas jednak podniósł się szum, a politycy PO od słów koleżanki szybko się odcięli. Platformie zbyt mocno zależy na przychylności sędziów Trybunału i środowisk prawniczych, by mogli sobie pozwolić na kontynuowanie tego wątku. Na przychylności NIK zaś nie zależy im zapewne wcale, za to – sądząc po wypowiedziach Pitery – Izba najwyraźniej im przeszkadza.
Słowa pani minister można by pewnie złożyć na karb łatwości w formułowaniu przez nią wniosków, gdyby nie to, że w polityce PO coraz więcej elementów budzi niepokój. Zablokowanie wyboru kandydata PiS Antoniego Macierewicza do Komisji do spraw Służb Specjalnych powoduje, że największa partia opozycji nie została dopuszczona do udziału w kontroli tych służb. Premier Tusk oznajmił zaś, że w tym tygodniu „zakończy się operacja CBA” (co ma oznaczać doprowadzenie do dymisji szefa CBA, nim skończy się jego kadencja). To zapowiedź złamania zasady, że Centralne Biuro Antykorupcyjne jest niezależne od zmieniających się rządów. Niemal w takim samym stopniu co NIK.
A teraz proszę sobie wyobrazić, że wszystkie te zapowiedzi ogłasza PiS. Jakie opinie się państwu nasuwają? O godzeniu w podstawy demokracji, czy te o ciągotach autorytarnych? Nie użyję żadnej z nich. Napiszę tylko, że być może z perspektywy PO i jej interesów to działania pożądane, ale z perspektywy interesów państwa – zaskakująco nierozważne.