RZ: Biznesmen Ryszard Krauze, podejrzany o składanie fałszywych zeznań, nie godzi się, by media pisały o nim per Ryszard K. czy publikowały jego zdjęcia z czarnym paskiem na oczach. To chyba pierwsza taka decyzja w Polsce. Czemu ma służyć?
Joanna Gepfert:
Przede wszystkim temu, by uniknąć negatywnych skojarzeń. Kiedy media podpisują kogoś tylko pierwszą literą nazwiska, u czytelnika lub odbiorcy automatycznie kształtuje się wyobrażenie, że oto mamy do czynienia z poważną sprawą, oskarżonym, przestępstwem, które podpada pod jakiś, jeszcze nie wiadomo jaki, paragraf karny. No i osoba, której w telewizji zasłania się część twarzy, musi mieć coś na sumieniu. Widocznie Ryszard Krauze i jego współpracownicy uznali, że będzie to bardziej niekorzystne niż ujawnienie całego nazwiska.
Zwłaszcza że większość osób i tak wiedziałaby, o kogo chodzi.
Dokładnie. Takie zabiegi chronią przede wszystkim ludzi mniej znanych, wobec których toczy się postępowanie i którzy dzięki temu pozostają anonimowi. W przypadku osób publicznie znanych nie ma to wielkiego sensu.