Tym bardziej że argumenty jej przeciwników brzmią fałszywie. Doświadczenie pokazało, iż dotacje wcale nie zmniejszają gotowości polityków do przyjmowania pieniędzy z innych źródeł. Co było do przewidzenia od początku – kto ma milion, weźmie i drugi, kto ma ich dziesięć, nie pogardzi jedenastym. Byłoby jednak lepiej, gdyby pchający nam rękę w kieszeń politycy, zamiast straszyć, że oddadzą się bogatym sponsorom, zadbali raczej o przekonanie podatników, że przestaną ich pieniądze wyrzucać w błoto. Można by na przykład wzorem francuskim zakazać partiom kupowania reklam w telewizji i na billboardach. Albo wzorem niemieckim zmusić je do finansowania instytutów stanowiących merytoryczne zaplecze dla parlamentu. Bo na razie, politycy coraz bardziej zmieniają się w rozpaplanych głupków, którzy w biegu pomiędzy jednym studiem a drugim nie mają czasu zdobyć elementarnej wiedzy o sprawach, o które się tak zajadle kłócą.

Być może, jak w piosence, nie o to tu chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go: żadnej z obietnic, które złożyła PO na okoliczność swej studniówki, nie zdoła spełnić własnymi siłami. A PSL-owski koalicjant zapowiada, że o pomysłach Platformy gotów jest "poważnie porozmawiać", ale na pewno ich nie poprze. Nawet w takiej sytuacji trudno nie ocenić tych zapowiedzi pozytywnie. Życzmy sobie, aby spór w polskiej polityce przestał krążyć wokół laptopów, zagłuszarek, podsłuchów i innych nadużyć poprzedniej ekipy (przynajmniej dopóki nie zostanie w tej kwestii ustalone cokolwiek konkretnego), a zaczął dotyczyć najważniejszych spraw ustrojowych.