Minister obrony Bogdan Klich martwił się o to, czy aby Jarosław Kaczyński jest przygotowany do trudnej roli lidera partii antyrządowej, a Julia Pitera publicznie wątpiła, czy opozycja w ogóle ma jakiś program. Sekretarz stanu Rafał Grupiński oświadczył, że prezes PiS nie ma żadnej koncepcji na bycie w opozycji. Zbigniew Chlebowski, przewodniczący Klubu Parlamentarnego rządzącej Platformy, podał natomiast w wątpliwość umiejętności PiS w zakresie kręcenia filmów animowanych i montaży agitacyjnych.
Wśród rozlicznych innych prominentów PO pojawiły się też głosy, że opozycja ma kłopoty z tożsamością: jest za mało poważna albo zbyt poważna, za bardzo histeryczna albo zbyt monotonna, krótko mówiąc: że jest zupełnie nieprzygotowana do objęcia trudnej roli opozycji.
Gabinet Tuska udowodnił w ten sposób, że rządy miłości nie były pustą obietnicą, a najbardziej ze wszystkich rzeczy w kraju ukochał sobie PiS. Niektórzy ministrowie chcieli to nawet udowodnić tak bardzo, że w ogóle nie zajmowali się swoimi resortami, tylko tym, jak się wiedzie partii Kaczyńskiego.
Niestety, wnioski, do jakich doszli, nie napawają optymizmem. Jeśli PiS w dalszym ciągu będzie pokazywało, jak bardzo jest nieprzygotowane do bycia opozycją, rząd z ciężkim sercem może być zmuszony tę opozycję rozwiązać i wybrać sobie nową.
A jeśli i to nie da rezultatu, kto wie, czy Platforma nie będzie musiała zrezygnować z rządzenia i przejść do opozycji, żeby ta odpowiedzialna funkcja była pełniona we właściwy sposób. Opozycji zostawi zaś to, co jest całkiem łatwe, czyli rządzenie krajem. Jak pokazuje ostatnie 100 dni, akurat do tego nadaje się ktokolwiek.