Drugą stroną tego procesu jest coraz bardziej jednoznaczne uznanie dla ruchu „Solidarności” i całej antykomunistycznej opozycji. Znamienne, że w swojej mowie obrończej, którą Wojciech Jaruzelski wygłosił w miejsce wyjaśnień, stwierdził, iż z upływem czasu „Solidarność” jest idealizowana, a PZPR diabolizowany.
Do pewnego stopnia można się z nim zgodzić. Z perspektywy czasu lepiej widać niezwykłość patriotycznego porywu, jakim była „Solidarność”, i całe zło komunizmu, który realizowany był w Polsce przez PZPR. Coraz mniejsze znaczenie mają dostrzegane przez współczesnych ułomności i błędy aktywistów „Solidarności”, jak i niekiedy pozytywne motywy niektórych działaczy PZPR. Jest to istotne w osądzaniu indywidualnych losów, ale nie może wpływać na całościowy ogląd historii. W latach 80. (i w całym PRL) jak rzadko w historii racje były jednoznacznie rozdzielone.
Słuchając Jaruzelskiego, można było odnieść wrażenie, że oskarżony jest on o zorganizowanie Okrągłego Stołu. Zresztą i to wydarzenie w wypowiedzi przywódcy WRON zostało dogłębnie zmistyfikowane. W rzeczywistości bankrutujący reżim, w dużym stopniu pod presją Moskwy, usiłował się podzielić odpowiedzialnością z opozycją i uruchomił proces, który wymknął się mu z rąk.
Tyle tylko, że Jaruzelski w rzeczywistości jest oskarżony o wprowadzenie stanu wojennego, który był jednoznacznym działaniem w obronie totalitarnej władzy. Jego dzisiejsze nawiązania do argumentów propagandy komunistycznej z lat 80. mają charakter insynuacji. Zdyscyplinowanie i pacyfizm 10-milionowej „Solidarności” były czymś zupełnie unikalnym w historii.
Nie warto analizować wystąpienia Jaruzelskiego, który broni swojej skóry i – pomimo elokwencji – wikła się w sprzecznościach. Stan wojenny był złem, działaniem antynarodowym. I za to jego twórca powinien odpowiedzieć.