Walec zmian obyczajowych

Po zwycięstwie Obamy i wobec spodziewanej przewagi Partii Demokratycznej w obu izbach Kongresu zakres zmian obyczajowych w USA ograniczać będzie tylko obawa demokratów, jak przyjmą je zwykli Amerykanie – pisze Piotr Semka

Publikacja: 06.11.2008 04:21

Nowo wybrani prezydent elekt USA Barack Obama i wiceprezydent elekt Joe Biden

Nowo wybrani prezydent elekt USA Barack Obama i wiceprezydent elekt Joe Biden

Foto: AFP

Hasło „zmiany”, pod jakim zwyciężył Barack Obama, akurat w kwestiach obyczajowych może oznaczać wyjątkowo wiele.

Europejskie media bagatelizowały ten wątek kampanii demokraty. Tymczasem po prezydencie George, u W. Bushu – konserwatywnym zielonoświątkowcu – na czele Ameryki staje członek Zjednoczonego Kościoła Chrystusa, bodaj najbardziej liberalnego obyczajowo odłamu amerykańskiego protestantyzmu. Zjednoczony Kościół Chrystusa już dawno zaakceptował aborcję, powołuje na pastorów czynnych homoseksualistów i stworzył własną liturgię ślubną dla osób tej samej płci.

Można już teraz założyć zdecydowane poparcie nowego prezydenta dla aborcji na życzenie – nawet w późnych etapach ciąży. Także poprzez najbardziej krytykowaną metodę indukcji – czyli sztuczne wywołanie porodu i uśmiercenie nienarodzonego dziecka po wyjściu z organizmu matki.

W kwietniu tego roku w trakcie wiecu w Pensylwanii Obama pytany o swoje stanowisko w kwestii usuwania ciąży stwierdził: „Jeśli moje córki popełnią błąd, nie chcę, by miały być ukarane dzieckiem”. Głosił też, że „politycy nie biorą pieniędzy za to, by określać, od którego momentu zaczyna się ludzkie życie”.

[srodtytul]Najbardziej proaborcyjny[/srodtytul]

Te nonszalanckie deklaracje wywołały ostrą krytykę amerykańskich obrońców życia. Obama wyciągnął z tego wnioski i potem skupiał się raczej na podkreślaniu, że jest przeciwnikiem aborcji, jednocześnie broniąc zasady, że kobieta powinna mieć wybór. Było to więc nieco tylko mniej drastyczne opakowanie hasła aborcji na żądanie. Hasła, które polityk demokratów konsekwentnie głosi od dawna.

Jeszcze jako senator stanu Illinois Obama głosował trzykrotnie przeciw projektowi ustawy Born Alive Protection Act nakazującemu darowanie życia dzieciom, które jakimś cudem przeżyły działania abortera.

Był też wśród 18 senatorów, którzy firmowali projekt Freedom of Choice Act mający na szczeblu federalnym unieważnić wszelkie ograniczenia aborcji na życzenie wprowadzone w poszczególnych stanach. Przypomnijmy, że projekt ten zakładał m. in., iż nieletnie matki nie muszą uzyskiwać zgody na aborcję od swoich rodziców lub opiekunów.

Mało kto pamięta, że w czerwcu 2008 r. w czasie rywalizacji wewnątrz obozu demokratów Baracka Obamy z Hillary Clinton kandydat z Illinois przyrzekł aktywistom Planned Parenthood Action, że jednym z priorytetów jego potencjalnej prezydentury będzie wprowadzenie swobodnej aborcji na życzenie. To wtedy Frances Kissling, znana gwiazda ruchu proaborcyjnego w USA, ogłosiła, że Obama zdecydowanie lepiej niż Hillary gwarantuje realizację postulatów ruchu Pro choice. A katolicki metropolita Denver abp Charles Chaput nazwał Obamę „najbardziej proaborcyjnym kandydatem na prezydenta od 35 lat”.

[srodtytul]Eksport rewolucji[/srodtytul]

Obama będzie w czasie swojej kadencji nominował nowych sędziów na zwalniane miejsca w składzie Sądu Najwyższego USA. Można założyć, że będą to osoby akceptujące radykalne zmiany obyczajowe. W ten sposób Obama może wpłynąć na legalizację związków homoseksualnych czy takie projekty, jak wspomniany powyżej Freedom of Choice Act. Wobec spodziewanej przewagi kandydatów Partii Demokratycznej w obu izbach Kongresu USA oznacza to, że zakres zmian obyczajowych limitować może jedynie kalkulacja polityczna demokratów i obawa, jak takie zmiany przyjmą zwykli Amerykanie.

Spodziewać można się też powrotu do wielkich projektów promowania antykoncepcji i aborcji w krajach Trzeciego Świata przez amerykańskie agencje rządowe wraz z agendami ONZ. Za czasów demokraty Billa Clintona na tego typu projekty przeznaczano ogromne sumy z zasobów federalnych pod hasłem ochrony praw reprodukcyjnych, zasilając przy okazji kasy firm produkujących środki antykoncepcyjne. Za czasów Busha dużą część tych projektów zawieszono lub zrewidowano. Teraz zwolennicy eksportu rewolucji obyczajowej do Afryki, Ameryki Południowej i Azji znów dostaną wiatr w żagle.

Można się też spodziewać poluzowania polityki USA w kwestii badań na zarodkach. Wszystko to pod hasłem zniwelowania „zapóźnienia USA wobec innych państw na polu inżynierii genetycznej”.

W kampanii Obama deklarował, że „czas zakończyć podziały ideologiczne, jakie w kwestii aborcji od trzech dekad dzielą Amerykanów”. Nie dodawał jednak już, że owo zakończenie sporów polegać ma na trwałym usankcjonowaniu w USA aborcji na żądanie. Ten niuans mógł ujść uwadze wielu Amerykanów.

Hasło „zmiany”, pod jakim zwyciężył Barack Obama, akurat w kwestiach obyczajowych może oznaczać wyjątkowo wiele.

Europejskie media bagatelizowały ten wątek kampanii demokraty. Tymczasem po prezydencie George, u W. Bushu – konserwatywnym zielonoświątkowcu – na czele Ameryki staje członek Zjednoczonego Kościoła Chrystusa, bodaj najbardziej liberalnego obyczajowo odłamu amerykańskiego protestantyzmu. Zjednoczony Kościół Chrystusa już dawno zaakceptował aborcję, powołuje na pastorów czynnych homoseksualistów i stworzył własną liturgię ślubną dla osób tej samej płci.

Pozostało 88% artykułu
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka