W każdym razie sopoccy politycy Platformy Obywatelskiej (a dokładniej: Platformy Obywatelskiej i Samorządności, bo taką nazwę nosi tamtejszy klub radnych) nadal nie rwą się do wycofania swego poparcia dla włodarza miasta. Nic nie wskazuje też na to, aby Jacek K. nosił się z zamiarem dobrowolnego pożegnania z fotelem prezydenta.
A przecież tuż po wybuchu afery Donald Tusk publicznie domagał się energicznych działań w tej sprawie. Po ujawnieniu przez "Rz" taśmy z nagraniem rozmowy prezydenta Sopotu z trójmiejskim przedsiębiorcą Sławomirem Julkem, podczas której K. miał się domagać – w zamian za korzystną dla biznesmena decyzję – jednego mieszkania dla siebie i drugiego dla urzędnika, premier i jednocześnie szef PO oświadczył: "Nie ma w partii miejsca dla zachowań przynajmniej dwuznacznych, o korupcji nie wspominając". I Jacek K. co prawda niedługo potem zawiesił członkostwo w Platformie, a później zrezygnował z przynależności do partii, ale też na tym rozluźnianie jego formalnych związków z PO się skończyło, albowiem dzięki faktycznemu poparciu radnych tego ugrupowania nadal kieruje miastem. Natomiast Julkego, który całą sprawę ujawnił, z Platformy po prostu wyrzucono.
Dlaczego tak się dzieje, skoro sopocka afera korupcyjna od miesięcy zatacza coraz szersze kręgi? Bo choć dopiero teraz postawiono zarzuty samemu Jackowi K., to już we wrześniu 2008 r. śledczy zarzucili tamtejszej konserwator zabytków sfałszowanie dokumentu mającego chronić włodarza Sopotu oskarżanego o złożenie przedsiębiorcy korupcyjnej propozycji.
Czyżby Donald Tusk, który z taką łatwością steruje Klubem Parlamentarnym PO, który, nie konsultując swych decyzji z przesadnie liczną rzeszą polityków Platformy, dokonuje głębokich zmian personalnych (np. na stanowisku ministra sprawiedliwości), jednocześnie nie był w stanie zaprowadzić porządku w macierzystej sopockiej Platformie? Ciekawe, prawda?
[ramka][link=http://blog.rp.pl/gabryel/2009/01/28/dlaczego-wladza-tuska-nie-siega-sopotu/]Skomentuj[/link][/ramka]