[b][link=http://blog.rp.pl/wroblewski/2009/06/05/za-co-przeprasza-amerykanski-prezydent/]skomentuj na blogu[/link] [/b]

149 lat później Barack Obama, podróżując po świecie, jakby zapomniał nauki swojego wielkiego poprzednika. Ci, którzy twierdzili, że pies ma pięć nóg, znowu triumfują. Najpierw były uściski amerykańskiego prezydenta z komunistycznymi dyktatorami w Ameryce Środkowej, gdzie Obama tłumaczył, że to nie on próbował obalić reżim Fidela Castro, ale jego poprzednicy – w domyśle: błądzący poprzednicy. Teraz prezydent wybrał się do Europy. Przy okazji obchodów 65. rocznicy inwazji aliantów w Normandii odwiedza Niemcy. I – choć nie wyznaczono jeszcze nawet daty jego wizyty w Polsce – to na trasie peregrynacji znalazło się już Drezno.

Niedawno, w rocznicę alianckich nalotów na to miasto, maszerowali tu neofaszyści, wedle których Drezno w czasie wojny padło ofiarą „bombowego Holokaustu". Dla wielu Niemców, piszących na nowo historię swojego kraju, to rzeczywiście miejsce znaczące – symbol niesprawiedliwych cierpień ich narodu. Jego historia, podobnie jak losy wypędzonych, ma pomóc Niemcom w odbudowaniu ich tożsamości. Nie bez przyczyny kanclerz Angeli Merkel zależało, aby Barack Obama oprócz Buchenwaldu (ten obóz wyzwalał wuj prezydenta), odwiedził też miejsce, które Niemcom pozwala czuć się lepiej.

Oczywiście sama wizyta amerykańskiego prezydenta w Dreźnie nie uczyni z Niemców ofiar II wojny światowej. Podobnie jak uchwała CSU domagająca się potępienia wypędzeń nie dowodzi, że Niemcy chcą rewizji granic. Pojedyncze procesy o zwrot majątku polskich na ziemiach odzyskanych, regularne marsze neofaszystów, celebra wokół centrum wypędzonych – każde z tych zdarzeń z osobna o niczym nie świadczy.

Wszystkie razem powinny jednak Barackowi Obamie dać do myślenia. A polskich dyplomatów, na co dzień niechętnych do zwracania uwagi Amerykanom, skłonić do wyrażenia nieśmiałych, ale jednak wątpliwości. Warto to zrobić, zanim prezydent USA rozpocznie wizytę w Moskwie. Bo kto wie, za co będzie chciał tam przepraszać.