Tak czy owak, rzeczywiście szkoda – ktokolwiek obserwuje kolejne występy Obamy w światowych mediach, nie wątpi, że taką wizytę wykorzystałby, aby przeprosić za to, że przez wiele lat CIA ingerowała w wewnętrzne sprawy PRL i naruszała jej suwerenność, wspierając „Solidarność”. A to podkreśliłoby iście witkacowskim ostatecznym szlifem cały absurd owych obchodów.

Logika nakazuje na coś się zdecydować. Albo, jak twierdzą jedni, 4 czerwca skończył się komunizm, i wtedy rocznicowe wywiady z Jaruzelskim i innymi komunistami są równie nie na miejscu, jak udział w obchodach rocznicy zdobycia Berlina admirała Doenitza, albo, jak twierdzą ci sami, 4 czerwca ustanowiono podwaliny nowej Polski budowanej wspólnie przez byłych komunistów i byłych opozycjonistów, i wtedy nie można mówić o żadnym odzyskaniu wolności, tylko o pewnym poluzowaniu śruby. Owszem, 4 czerwca społeczeństwo powiedziało stanowczo „nie” ustaleniom Okrągłego Stołu i wyraziło wolę, aby z PRL skończyć już, zaraz, nie drobnymi kroczkami, za cztery – sześć lat. Głos ten został przez obie strony zawartego przy tym meblu dilu zgodnie zignorowany w imię zasady, że ich umowy „sunt servanda” bardziej niż głos świeżo do niego dopuszczonych wyborców.

Fetowanie naraz jednego i drugiego to iście orwellowskie dwójmyślenie. Jeśli szukać rocznicy do obchodzenia jako radosny „dzień wolności”, to zdecydowanie powinna nią być rocznica Sierpnia, a nie dnia, gdy niesubordynowane społeczeństwo wykazało się polityczną niedojrzałością, wycinając „reformatorów” z listy krajowej.

[ul][li][b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/06/08/surrealizm-postsocjalistyczny/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/li][/ul]