Reklama

Na zielonej trawce pasą się pratchawce

Dwa były wstrząsające wydarzenia w Polsce doby ostatniej. Afera hazardowa i wystawa w Zachęcie zatytułowana "Siusiu w torcik".

Publikacja: 09.10.2009 22:20

Wbrew pozorom obie te sprawy mają ze sobą ścisły związek.

[b] [link=http://blog.rp.pl/rybinski/2009/10/09/na-zielonej-trawce-pasa-sie-pratchawce/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Kolektywizacja w rolnictwie, usilnie propagowana za poprzedniego ustroju i wdrażana nawet pod przymusem, nigdy się nie udała. Natomiast kolektywizacja ducha powiodła się znakomicie. I to dopiero teraz, kiedy system polityczny, stosunki społeczne, wolny rynek myśli i idei wcale nie potrzebują Polaka skolektywizowanego, posługującego się banałem, myślącego (jeśli w ogóle) sztampowo i doskonale wymiennego.

Mamy stado, a właściwie dwa stada zażerające się nawzajem i do tego sprowadza się cała dzisiejsza polska różnorodność. Ile można wyliczyć dziś w Rzeczypospolitej indywidualności we wszystkich możliwych dziedzinach życia, niepowtarzalnych i niepodrabialnych. Tuzin? Dwa tuziny?

Przedstawienie medialne, do jakiego skurczyła się polityka, uśpiło skutecznie rozum i stworzyło kolektyw odruchów stadnych. Odebrało możliwość indywidualnych i samodzielnych ocen. Festiwal kabotyństwa i kołtuństwa politycznego przytłacza. Międlenie tych samych frazesów dzień po dniu, tydzień po tygodniu topi nas w potopie ględzenia zuniformizowanego. Słuchacze formatują się także i postęp umysłowy jest dokładnym odbiciem technologicznego. Następuje miniaturyzacja ludzi i ich myśli. Niedługo potrzebny będzie mikroskop.

Reklama
Reklama

Wszystko, co burzy ten uporządkowany świat gęgania rytualnego, staje się nienawistne. Małość aktorów sceny politycznej i małość jej widzów karmią się nawzajem. Jakie może mieć znaczenie afera hazardowa dla kogoś, kto na świat i na Polskę patrzy z pozycji pełzaka. Pratchawca. Przykrego incydentu, zakłócającego trawienie.

W kulturze jest to samo. Indywidualność i odrębność jest w sztuce równie nienawistna jak w polityce. Nasi skandaliści kopiują skandale zrobione przez kogo innego i gdzie indziej. Skandalizuje się nie z potrzeby ducha, tylko z wyrachowania, żeby być zaliczonym do stada. Rzekome skandale artystyczne są tylko marnym, sztampowym, konformistycznym kolektywizmem.

Zatarcie różnic między popkulturą i sztuką morduje indywidualność równie skutecznie jak zatracenie różnic między polityką i wiecem. Często pytają mnie ludzie, dlaczego nie mamy dziś Piłsudskich. Odpowiadam: bo nie mamy Żeromskich. Nie mamy moralnej gleby, na której wyrastają wielkości. Mamy tylko ugór kolektywnego ducha epoki.

Wbrew pozorom obie te sprawy mają ze sobą ścisły związek.

[b] [link=http://blog.rp.pl/rybinski/2009/10/09/na-zielonej-trawce-pasa-sie-pratchawce/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Reklama
Komentarze
Michał Płociński: Karol Nawrocki w USA. Czy Donald Trump złoży obietnicę, na którą czeka Polska?
Komentarze
Jarosław Kuisz: Piwnica, w której Polakom po plecach przeszedł zimny pot
Komentarze
Jacek Czaputowicz: Polska zawsze o jedną wojnę do tyłu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: O II wojnie światowej nie możemy zapomnieć. Ale nie musimy wciąż jej toczyć
Komentarze
Bogusław Chrabota: Andrij Parubij – strażnik i sumienie Euromajdanu
Reklama
Reklama