[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/11/15/jak-traktowac-sedziow-ze-strasbourga/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Jeśli tak, to sporo roboty czeka władze wykonawcze Europy obecnej, które, zgodnie z obowiązującą doktryną, powinny wprowadzić w życie decyzje sędziów, przepraszam, sądów. Przecież ogromne połacie przestrzeni publicznej naszego kontynentu zdominowane są przez religijne symbole. Współczesna Europa nie jest radykalna, nie trzeba będzie więc kościołów burzyć, wystarczy, że zostaną z nich zdjęte wszelkie identyfikujące je znaki. Oczywiście symbole religijne muszą także zniknąć z naszych placów i ulic. Przesada? A dlaczego wielkie krzyże, posągi religijne nie mówiąc już o kościołach razić mają uczucia ateistów mniej niż krzyż na ścianie w szkole? Szkołę można zmienić, ewentualnie odwrócić się od ściany z krzyżem, ale w Rzymie, Krakowie czy nawet Strasbourgu nie natykać się ciągle na chrześcijańskie symbole nie sposób. Jakżesz cierpieć muszą ateiści narażeni na tego typu konfrontacje! Czy nasze wrażliwe sumienia mogą tego nie dostrzegać?
Wolność sumienia jest fundamentem wszelkich wolności. Mieści się w niej wolność wyznania. Przy całej dwuznaczności pojęcia państwa neutralnego (każda wspólnota i każda jej instytucja musi być budowana w oparciu o jakieś wartości, jakieś postawy preferować względem innych) możemy zgodzić się, że nie może ono zmuszać obywateli do przyjęcia żadnego wyznania. Nie może więc narzucać również ateizmu czyli walczyć z religią. Nietolerancyjny ateizm, który zwalcza religijne symbole staje się agresywnym wyznaniem. Jest czystą negacją i prowadzi do samozniszczenia, gdyż spełnienie jego postulatów odbiera mu rację bytu. Czymże zajmowaliby się ideowi ateiści, gdyby znikły ostatnie ślady religii?
Sprawa filozofa Rocco Buttiglionego, wysuniętego przez Włochy na stanowisko członka Komisji Europejskiej, który nie dostał tej nominacji ze względu na swój katolicyzm, odsłoniła już jednoznacznie ów nietolerancyjny charakter ateizmu, który stał się dominującym wyznaniem Unii Europejskiej. To znaczy nie narodów naszego kontynentu, ale jej establishmentu, który przemocą, bo taki charakter ma prawo, narzuca go Europejczykom. Przypomnijmy: Buttiglione stwierdził, że jego stosunek do homoseksualizmu wypływa z nauki Kościoła, ale jest to wyłącznie sfera jego osobistych poglądów, gdyż działając w Unii będzie stosował się do jej praw.
Dlaczego widok symboli religijnych ma kogokolwiek znieważać? Jeśli przyjmiemy, że każdy ma prawo decydować, co go oburza i żądać usunięcia obiektu swojej niechęci z miejsc publicznych, to nic by już w nich nie zostało. Ale to nie agresywne reklamy, które wielokrotnie atakują normy przyzwoitości i dobrego obyczaju, są obiektem ścigania na naszym kontynencie, ale znaki religii, a zwłaszcza tej, z której Europa wyrosła.