Reklama
Rozwiń
Reklama

Kampania nadziei

Właśnie kończy się pierwsza część najbardziej chyba nietypowej kampanii wyborczej w III RP. Merytorycznie nie była ani specjalnie lepsza, ani gorsza od poprzednich

Aktualizacja: 18.06.2010 11:46 Publikacja: 17.06.2010 22:16

Zbyt mało było czasu na poważne dyskusje programowe. Kandydaci skupili się – jak zwykle zresztą – na kampanii wizerunkowej.A jednak sposób działania sztabów wyborczych był zupełnie inny od tego, jaki znamy z lat poprzednich. Było więcej spokoju, mniej agresji. Choć akurat nie to jest najważniejsze, bo ostry spór w poważnych sprawach nie jest niczym złym. Znacznie bardziej istotne wydaje się to, że tym razem dużo więcej i w bardziej odpowiedzialny sposób mówiono o potrzebie budowy sprawnie działającego silnego państwa.

Politycy przekonywali też, że są gotowi ze sobą rozmawiać. Pierwszy raz od wielu lat padały deklaracje o tym, iż konkurenci mają wolę porozumienia w kluczowych dla państwa sprawach. Oczywiście, mówiono o tym, bo takie było zapotrzebowanie społeczne. Badania prowadzone przez specjalistyczne firmy pokazywały sztabom wyborczym, że ludzie chcą to właśnie słyszeć. Ale taka właśnie jest prawda – w Polsce wszyscy mamy poczucie, że życie polityczne powinno się zmienić na lepsze.

Czy podzielają tę opinię także politycy?

Powinniśmy mieć taką nadzieję. Liczyć na to, że po wyborach nie wrócą do jałowej i pustej wojenki, jaką znamy z ostatnich lat. Bo polityka potrzebuje treści. Liderzy powinni być zdolni do wyznaczenia bardzo konkretnych celów i ich skutecznej realizacji, nawet jeśli droga będzie niełatwa i bolesna. Powinni umieć spierać się w kampanii i, jeśli zajdzie taka potrzeba, współpracować w codziennym politycznym życiu.

Bo niezależnie od tego, kto wygra te wybory, kto zostanie prezydentem, za rok mamy wybory parlamentarne. Wcześniej czy później prezydent i premier znów będą pochodzić z różnych obozów politycznych. Powinni wtedy przypomnieć sobie społeczną atmosferę z tej nietypowej kampanii. I zrozumieć, że kohabitacja to nie dopust Boży, nie powód, aby prowadzić polityczną wojnę domową na wyniszczenie, ale normalna sytuacja w demokratycznym państwie.

Reklama
Reklama

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/janke/2010/06/17/kampania-nadziei/]blog.rp.pl/janke[/link]

Zbyt mało było czasu na poważne dyskusje programowe. Kandydaci skupili się – jak zwykle zresztą – na kampanii wizerunkowej.A jednak sposób działania sztabów wyborczych był zupełnie inny od tego, jaki znamy z lat poprzednich. Było więcej spokoju, mniej agresji. Choć akurat nie to jest najważniejsze, bo ostry spór w poważnych sprawach nie jest niczym złym. Znacznie bardziej istotne wydaje się to, że tym razem dużo więcej i w bardziej odpowiedzialny sposób mówiono o potrzebie budowy sprawnie działającego silnego państwa.

Reklama
Komentarze
Estera Flieger: Jak polubić 11 listopada. Wylogować się do świętowania
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Zbigniew Ziobro bez odznaki szeryfa nie okazał się kowbojem
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Działka pod CPK odkupiona przez państwo. Teraz tylko PiS ma problem z tą aferą
Komentarze
Zuzanna Dąbrowska: Donald Tusk je przystawki, żurek i czeka na drugie danie
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Komentarze
Sposób na Donalda Trumpa. Lewicowa rewolucja w Nowym Jorku
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama