Ale nie wszyscy chcą płacić bezrefleksyjnie. Zadzwonił do mnie znajomy z Krakowa i powiedział, że chętnie kupiłby kilka akcji, ale nie ma pewności, na co pójdą jego pieniądze. Czy mógłbym go oświecić? Nie mogę. Obserwuję materialne dowody przywiązania kibiców Białej Gwiazdy i jestem pod wrażeniem. W Krakowie dzieje się teraz coś takiego, co przed rokiem przeżył Widzew, którego kibice, chcąc wspierać drużynę finansowo, wykupili 16 tysięcy karnetów na cały sezon. I to w trzeciej lidze.
To są godne pochwały inicjatywy, ale nie zastąpią one normalnej, bieżącej działalności klubu, której podstawą powinni być właściciele i sponsorzy. Wisła odpływa chyba trochę w stronę systemu hiszpańskiego, w którym kibice płacą składki na klub, stają się jego członkami (socios), co daje im prawo wyboru prezesa.
Wątpliwości znajomego z Krakowa pojawiały się właśnie w tym kontekście. Wspaniale, że kibice zbierają do puszek i wykupują akcje, ale czego za to będą chcieli? Jeśli wybierać prezesa Wisły, to istnieje niebezpieczeństwo, że wybiorą „Miśka" lub osobę przez niego wskazaną.
Trudno się dziwić takim wątpliwościom. Marzena Sarapata, poprzedni prezes klubu, robiła dobre wrażenie, rok temu „Gazeta Krakowska" uznała ją za osobowość roku. Potem okazało się, że pani prezes i jej akolici z kręgów kibicowskich wcale nie myśleli o klubie, tylko o sobie. Jaka jest gwarancja, że to się nie powtórzy? Często w sytuacjach kryzysowych pojawia się grupa ludzi, która na cudzej krzywdzie i naiwności uczciwych chce ubić swój interes.
Kiedy Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku nie otrzymało obiecanych dotacji z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ludzie w całej Polsce w ciągu weekendu zebrali ponad 3 mln złotych. Obywatele pokazali, jak wiele znaczą.