Białe staje się czarne, a czarne białe, przynajmniej w oficjalnej ideologii. A w społeczeństwie żyje jednocześnie kilka sprzecznych i wrogich sobie koncepcji historii. W jednym miejscu panuje oddolny kult Stepana Bandery i UPA, w drugim wznosi się pomnik Stalina, w trzecim odbiera Banderze honory nadane przez poprzednią ekipę.
Politykę historyczną prowadzą wszystkie kraje i wszędzie dotykają jej korekty po zmianie władzy z lewicowej na prawicową czy z populistycznej na antypopulistyczną. Ale władze Ukrainy nie dokonują korekt, one przechodzą ze skrajności w skrajność. Obie skrajności – określmy je symbolicznie jako gloryfikację Bandery z jednej strony i nostalgię za radziecką przeszłością z drugiej – są nie tylko nie do pogodzenia na Ukrainie, ale i utrudniają pojednanie z sąsiadami, w tym z Polską.
Obecne wychylenie wahadła w polityce historycznej jest szczególnie niebezpieczne. Po pierwsze dlatego, że Ukraina staje się mniej ukraińska. Zaczyna dominować wersja, w której szczęście Ukrainy to jak najbliższa więź ze słowiańską siostrą Rosją. Tak jak było w czasach radzieckich i wcześniejszych, od średniowiecznej Rusi poczynając. W najskrajniejszej ze skrajnych wersji wyraził to kilka miesięcy temu rosyjski ambasador w Kijowie – mówiąc o Ukraińcach i Rosjanach jako o jednym narodzie.
Po drugie, w tej nowej polityce historycznej pojawia się skłonność do podważania masowych zbrodni znana z czasów totalitarnych. Jej przejawem jest wypowiedź ideologa nowej wersji przeszłości, ministra edukacji Dmytro Tabacznyka, który Wielki Głód uznał za wymysł zachodnich historyków.
Wielkie wahnięcia w polityce historycznej i współistnienie skrajnych ideologii – innych na zachodzie i innych na wschodzie Ukrainy – nie ułatwią życia zwolennikom przyciągnięcia tego kraju do Zachodu. I nie ułatwią życia zwolennikom specjalnego miejsca Ukrainy w polityce zagranicznej Polski. Gorzka konstatacja – ledwie sześć lat po entuzjazmie, który wywołała pomarańczowa rewolucja.