Pogodna starość generała wynika przecież z wielu innych rzeczy, których nie daje się zmienić. Choćby tego, że jego proces w sprawie Grudnia ’70 buksuje w miejscu od dziesięciu lat. A skoro nikt nie jest w stanie generała skazać, to też nikt nie potrafi odebrać mu stopnia wojskowego i związanej z nim lukratywnej emerytury. Nikt nie jest też w stanie odebrać ochrony borowców, limuzyny i innych przywilejów byłego prezydenta. W ogóle w kwestii ekipy stanu wojennego nikt nie jest w stanie niczego zrobić.
To mnie generał Jaruzelski wsadził do więzienia, a Jarosław w Kaczyński nie był nawet internowany. Może nie było za co?” – ironizował pan prezydent, komentując krytykę szefa PiS za zaproszenie Jaruzelskiego. To, czy kogoś internowano, czy nie, zależało od wielu rzeczy. Władza nie zawsze trafnie oceniała, kto w łonie „Solidarności” jest naprawdę wpływowy, a kto tylko głośno gardłuje przeciw Moskwie. Decydowały przypadki, gry operacyjne i zbiegi okoliczności. Jednym słowem tysiące rzeczy. Platforma powinna o tym pamiętać i nie grać kartą „nieinternowany = podejrzany albo tchórz”. Bo za chwilę ktoś z młodego pokolenia zapyta: dlaczego to nie internowano wtedy Donalda Tuska? Mogą przypomnieć, że w klipach PO kolega premiera z konspiry Wojciech Duda głosił: „był z nas wszystkich najodważniejszych”. Najodważniejszy i bezpieka nawet się nie pofatygowała go internować? Prostackie? Jeśli tak, to może lepiej nie grać tą kartą przeciw Kaczyńskiemu?
Pierwsze efekty szczytu NATO w Lizbonie. Gruziński prezydent Micheil Saakaszwili uznał najwyraźniej, że Zachód jest miękki jak plastelina i zgodził się na rozmowy bez warunków wstępnych z Rosją na temat normalizacji.
Polscy historycy – profesorowie Krzysztof Ruchniewicz i Piotr Madajczyk – weszli do rady naukowej „Widocznego znaku przeciw wypędzeniom”. Dzieje się tak, mimo że utrzymana została koncepcja wystawy jako odzwierciedlenia tezy o „stuleciu wypędzeń”. W jednym szeregu mają stanąć czystki etniczne Ormian, wzajemne wygnania Tutsi i Hutu, wysiedlenia z Kosowa z wysiedleniami Niemców po wojnie. Owszem będzie i o przepędzaniu Polaków z Wielkopolski i Pomorza, ale ostatecznych proporcji tej historycznej sałatki nikt nie zna. Koncepcja „stulecia wypędzeń” krytykowana jest nie tylko nad Wisłą, ale i w samych Niemczech. Władysław Bartoszewski przypomina, że „w niemieckim projekcie nie będzie uczestniczył żaden oficjalny przedstawiciel naszego kraju”. Były członek rady prof. Tomasz Szarota wskazuje z kolei, ze obecność dwójki naukowców w tym gronie „jest błędem z politycznego punktu widzenia”. I co? I nic. Nie istnieje żadna siła opinii środowiska polskich historyków, która by mogła powstrzymać kogoś od udziału w bardzo wątpliwym projekcie. A na podorędziu jest zawsze argument, że zawsze lepiej dyskutować, niż odwracać się plecami. Pytanie, kiedy dyskutowanie zamienia się w firmowanie.
Wielu dziennikarzy, szczególnie z prawej strony, chce jakoś przetrwać w świecie, w którym ekipa rządząca kontroluje albo przynajmniej wpływa na dominujące media – pisze Tomasz Sakiewicz na łamach „Gazety Polskiej”. – Nie chodzi nawet o kariery, ale o minimum akceptacji – tak, żeby ich czasem zaprosili do studia. «Prawicowość» ekipy Kluzik-Rostkowskiej daje im wystarczającą szansę na znalezienie odpowiedniej przestrzeni życia. Niektórzy z nich już dostrzegają programową głębię i organizacyjne talenty członków rodzącej się partii. Mnie ta perspektywa nie jest dostępna. (...) Widzę wyłącznie szkodników”.