Łatwo sobie wyobrazić, co czują miejscowi Polacy, gdy czytają, że ich narodowość to tylko kwestia subiektywnych odczuć. Niektórzy litewscy politycy stawiają zresztą kropkę nad "i", głosząc, że w ich kraju nie ma Polaków, a tylko spolonizowani Litwini. Których, logicznie rzecz biorąc, należałoby przywrócić litewskości.
Przez 20 lat istnienia niepodległego państwa litewskiego Polacy wystawiali własne listy wyborcze. W pewnym momencie wydawało się, że Akcja Wyborcza Polaków na Litwie, zwana polską partią, stanie się anachronizmem. Sądzono, że bardziej istotne będą poglądy polityczne wyrażające się w tym, czy komuś bliżej do prawicy czy lewicy.
Ale i w tę niedzielę Polacy poszli do wyborów samorządowych na Litwie, kierując się hasłem "w jedności siła". Od pięciu kadencji w rejonach wileńskim i solecznickim, gdzie większość stanowią Polacy, zwycięża Akcja Wyborcza Polaków na Litwie. I wszystko wskazuje, że tak będzie także teraz.
Na temat wyborów samorządowych w tzw. polskich rejonach w litewskich mediach pisze się i mówi źle. Krążą anegdoty o ludziach dowożonych na wybory autobusami, karnie głosujących tak, jak każą im polscy działacze. Tak tłumaczy się fakt, że frekwencja na Wileńszczyźnie jest zazwyczaj najwyższa na całej Litwie.
Ale dla nikogo na Litwie wybory samorządowe nie są tak ważne jak dla Polaków. W pewnym sensie są ważniejsze od parlamentarnych. Od tego, czy w rejonach wileńskim i solecznickim zwyciężą polscy kandydaci, zależy, gdzie i jak będą się uczyć polskie dzieci.