Smoleńsk – test na o wiarygodność państwa

Niektórzy mówią: dość żałoby. Dość wspominania. Dość zniczy i żalu. Do czego to prowadzi? – pytają. Polityka nie może być zakładnikiem śmierci.

Publikacja: 08.04.2011 20:25

Paweł Lisicki

Paweł Lisicki

Foto: Rzeczpospolita

Losy współczesnych Polaków i pozycja państwa nie mogą być uzależnione od emocji: żalu, bólu, rozpaczy. Najwyższy czas zatem przejść nad tym, co tragiczne, do porządku.

Ludzie ci zachowują się niczym siostry u Czechowa, które po doznanych klęskach i rozczarowaniach mówią: trzeba żyć. Trzeba żyć, bo ostatecznie życie samo jest swoim uzasadnieniem. Tylko czy owa narastająca niechęć do dyskusji o Smoleńsku rzeczywiście jest objawem normalnej i zdrowej chęci życia? Czy nie jest raczej dowodem zniechęcenia, rozczarowania i w ostateczności niewiary w państwo? Tak właśnie uważam.

Ostatecznie dyskusja o tym, co wydarzyło się w Smoleńsku, i o tym, jak próbowano katastrofę wyjaśnić – trzeba pamiętać, że to mimo wszystko dwa różne problemy – jest dyskusją o wiarygodności polskiego państwa. Tu nie chodzi ani o zemstę, ani o poszukiwanie winnych. Uwaga poświęcana tej jednej tragedii nie wynika z nadwrażliwości. Nie świadczy też o przesadnym wywyższaniu jednych ofiar nieszczęścia kosztem drugich. Kto tak postrzega debatę smoleńską, niczego, obawiam się, nie rozumie.

Dążenie do odkrycia prawdy o katastrofie jest dla państwa rzeczą niezbędną. Nie da się poważnie wierzyć w jego sprawność, skuteczność, niepodległość i podmiotowość, jeśli państwo to nie potrafi wyjaśnić w przekonujący sposób, jak doszło do tak wielkiej tragedii. Państwo, które nie potrafi chronić swej symbolicznej głowy i swych najwyższych urzędników, nie będzie też potrafiło ująć się za zwykłymi obywatelami. Państwu, które nie potrafi osądzić odpowiedzialnych za katastrofę, nie można ufać. I nie sposób uznawać jego autorytetu.

Brzmi to gorzko, ale tego testu wiarygodności rząd nie zdał. I to nie tylko dlatego, że do tej pory nie wiadomo, jak wyglądały ostatnie sekundy lotu i dlaczego po komendzie "odchodzimy" wydanej przez kapitana Arkadiusza Protasiuka samolot dalej spadał. Rozumiem, że sprawdzenie różnych hipotez wymaga czasu. Lepiej w takich kwestiach nie ferować pochopnych wyroków. Jednak lista zarzutów jest nieporównanie dłuższa.

Nie wiadomo, jak, przez kogo i na podstawie jakiej wiedzy została podjęta decyzja, wskutek której śledztwo znalazło się w rękach Rosjan. Dlaczego premier Tusk tak długo utrzymywał, że współpraca z Moskwą układa się wyśmienicie? Dlaczego nie potrafił od razu zareagować na konferencję MAK? Dlaczego twierdził, że od raportu może się odwoływać na podstawie konwencji chicagowskiej? Dlaczego, dlaczego, dlaczego... Pytania można mnożyć.

Najbardziej widocznym dowodem owej kuriozalnej wręcz niewydolności państwa polskiego może być proces sądowy, który minister obrony narodowej Bogdan Klich wytacza Edmundowi Klichowi, polskiemu przedstawicielowi przy MAK. Ludzie, którzy w normalnym państwie powinni najściślej ze sobą współpracować, będą się procesować. Przypomina to ponurą tragifarsę.

O ile w przypadku Warszawy łatwo wskazać błędy i bałagan, o tyle musi uderzać konsekwencja w zachowaniu Rosjan. Moskwa od początku uparcie propagowała prostą tezę, zgodnie z którą za katastrofę odpowiadają wyłącznie polscy piloci. Ostatecznym jej potwierdzeniem była słynna konferencja generał Tatiany Anodiny, w czasie której okazało się, że katastrofę spowodował pijany generał Andrzej Błasik. Świat usłyszał dokładnie to, co Moskwa chciała, żeby usłyszał. Przy całkowitej bierności Warszawy.

Żaden inny premier nie mówił tyle o potrzebie odbudowy zaufania obywateli do władz co Donald Tusk. Tymczasem rok po wszczęciu śledztwa przeważająca większość Polaków uważa, że katastrofa ani nie została, ani nie zostanie rzetelnie wyjaśniona. Czyż nie jest to swoiste wotum nieufności dla premiera i jego działań w tej sprawie? To prawda, nikt nie musiał się mierzyć po 1989 roku z większym wyzwaniem. Ale to jeszcze nie może być usprawiedliwieniem.

Oto powód, sądzę, przedłużonej smoleńskiej żałoby. Jest ona nie tylko wyrazem hołdu składanego tragicznie zmarłym, choć z pewnością też. W znacznym stopniu to jednak, sądzę, znak sprzeciwu. Różne formy wspominania – msze, modlitwy, flagi w oknach – są również wołaniem o prawdę. Wołaniem o odzyskanie przez polskie państwo wiarygodności. Wołaniem o państwo, które potrafi bronić swoich obywateli.

Losy współczesnych Polaków i pozycja państwa nie mogą być uzależnione od emocji: żalu, bólu, rozpaczy. Najwyższy czas zatem przejść nad tym, co tragiczne, do porządku.

Ludzie ci zachowują się niczym siostry u Czechowa, które po doznanych klęskach i rozczarowaniach mówią: trzeba żyć. Trzeba żyć, bo ostatecznie życie samo jest swoim uzasadnieniem. Tylko czy owa narastająca niechęć do dyskusji o Smoleńsku rzeczywiście jest objawem normalnej i zdrowej chęci życia? Czy nie jest raczej dowodem zniechęcenia, rozczarowania i w ostateczności niewiary w państwo? Tak właśnie uważam.

Pozostało 86% artykułu
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka