I jest porównywalny z rezultatem, jaki notuje Brazylia, która przygotowuje się do zorganizowania mundialu w 2014 roku.
Sygnał do ogólnopolskiego zrywu stadionowego dał gabinet Jarosława Kaczyńskiego, który pierwszy wziął się za bary z przygotowaniami do Euro 2012. Przykład największych polskich miast, konkurujących o udział w mistrzostwach Europy, szybko podziałał na wyobraźnię innych lokalnych społeczności. A potem swoje dorzucił rząd Donalda Tuska, wspierając wznoszenie stadionów na Euro oraz inicjując program budowy piłkarskich boisk – Orlików, których do tej pory powstało już 1800.
Zanosi się więc na to, że wkrótce Polska będzie miała bardzo dużo bardzo nowoczesnych stadionów (już ma?) i chyba ani jednej bardzo dobrej ligowej drużyny piłkarskiej. Nie będzie też miała porządnej futbolowej reprezentacji narodowej ani kibiców, którzy potrafiliby się zachowywać choćby tak, by nie odstraszać od wizyt na stadionach normalnych ludzi.
Mocno się też obawiam, że wzniesione dużym nakładem stadiony wpędzą swych właścicieli w jeszcze większe tarapaty finansowe, gdy po uruchomieniu zamiast zarabiać, będą wymagały stałych pieniędzy na ich utrzymanie. A z takiej matni naprawdę trudno się wydostać.
Ale sam zapał towarzyszący powstawaniu piłkarskich aren budzi mój podziw. Aż szkoda, myślę sobie, że zamiast manii stadionowej nie ogarnęła nas mania autostradowa albo chociaż drogowa.