Słynął nie tylko ze skomplikowanych filozoficznych homilii wygłaszanych w prowincjonalnych kościółkach swojej diecezji, ale i z wyrazistych poglądów. Także politycznych. Kiedy Adam Michnik nazwał Czesława Kiszczaka „człowiekiem honoru", hierarcha stwierdził, iż „urąga to semantyce języka polskiego". Choć częściej stawał po tej samej stronie co Michnik.
Po tragedii smoleńskiej piętnował uprawianą przez zwolenników zmarłego prezydenta „moralistykę nad trumnami". Politycznych przeciwników potrafił ostro krytykować, tonem dalekim od chrześcijańskiej wyrozumiałości – jak wtedy gdy przypisał Annę Walentynowicz do „cywilizacji nienawiści".
Czy usprawiedliwia to dokumentalistę Grzegorza Brauna, który podczas wizyty na KUL nazwał arcybiskupa kłamcą i łajdakiem? W żadnym wypadku.
Z kilku powodów. Po pierwsze – za pomocą takich słów można tylko obrazić, a nie ocenić dorobek człowieka.