Postulaty płacowe nauczycieli nie są bezzasadne. Edukacja jest niedoinwestowana, a wynagrodzenia w oświacie zniechęcają młodych ludzi do tego, by wybierać zawód, od którego zależy przyszłość naszego kraju.
Ogłaszając program kolejnych transferów socjalnych, rząd Prawa i Sprawiedliwości naraził się na eskalację roszczeń i nie może się teraz zasłonić brakiem pieniędzy. Skoro znajdzie się 40 mld zł na „piątkę Kaczyńskiego", dlaczego grupy, które nie będą jej beneficjentami, miałyby się nie ustawić w kolejce do budżetu państwa i nie domagać realizacji swoich postulatów płacowych?
PO liczy, że strajk nauczycieli osłabi Prawo i Sprawiedliwość, a każde osłabienie PiS tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego jest dla opozycji niezwykle ważne. Dziś sondaże pokazują, że wyniki bloków prawicowego i opozycyjnego mogą być wyrównane, każdy więc cios w rządzących może zdecydować o zwycięstwie 26 maja.
Na niekorzyść rządzących działa również to, że obecna minister edukacji, która przez opozycję i część środowisk nauczycielskich jest uważana za winną chaosu, którym straszą, jak gdyby nigdy nic kandyduje do europarlamentu i zamiast doczekać się kary, ma zostać nagrodzona wysoką pensją i przyjemną pracą w Brukseli i Strasburgu.
Ale równocześnie ruch Schetyny może się jego partii odbić potężną czkawką. Zapowiedź strajku w czasie wiosennych egzaminów, rzucona przez szefa ZNP groźba zawieszenia procesu promocji uczniów i wystawiania im świadectw koniecznych do rekrutacji do liceów czy na studia to igranie z siłami anarchizującymi państwo. Trudno będzie Schetynie oskarżać PiS jako partię antypaństwową, niszczącą instytucje, jeśli popiera protest, który może doprowadzić do bezsenności setek tysięcy uczniów i ich rodziców.