Czy mi przeszkadza, że tylko oni? Trochę tak się złożyło. Tyle że ludzie młodzi niedługo nie będą się w stanie połapać, czym był ten ruch. Że mogli tam być i Bartoszewski, i Romaszewski, i Kaczyńscy, i Tusk.
Zarazem to dobry przyczynek do teorii posła SLD Tomasza Kality przedstawiającego tamtą "Solidarność", z Mazowieckim, Kuczyńskim i Niesiołowskim, jako ówczesny PiS. Rzecz charakterystyczna: ze strony mainstreamowej nikt przeciw temu nonsensowi nie protestuje. Chyba trochę zostawili "Solidarność" Kaczyńskiemu i jego partii. Przy okazji odświętnych wspominków tak niby nie jest. Ale można odnieść wrażenie, że dla śmietanki to właśnie tylko wspominki.
Po drugiej stronie pojawia się nieraz toksyczna nadgorliwość, objawiona ostatnio choćby sprawą "zdrady Geremka". Nie mam nic przeciw badaniu źródeł. Ale gdyby Bronisław Geremek chciał tworzyć odnowioną na modłę władzy "Solidarność", toby ją tworzył po 13 grudnia.
Lecz dla tej strony to przynajmniej temat żywy i dramatyczny. Śmietanka lubi za to wspominać, kogo kto grał w obozowych przedstawieniach, ale na co dzień nawet nie tyle zapomniała, ile poprzestawiała wektory. Oto z ust Władysława Bartoszewskiego pada w filmie określenie "aparat terroru". Słuszne? Przesadne? Przecież prezydent Komorowski uznał niedawno głównego szefa tego aparatu za ważnego, nawet jeśli tylko dorywczego, doradcę. A wasza główna gazeta widzi w nim ojca założyciela demokracji, a nie kogoś, kto ustąpił, zresztą jak Pinochet, przed realiami.
Sprawa jest ważna nie tylko z punktu widzenia spójności historycznych ocen. Współczesne zdarzenia, choćby z białoruskimi opozycjonistami wpisywanymi na listy Interpolu, pokazują, że demokracje wciąż nie umieją się sensownie odgrodzić od dyktatur.