Z faktem, że pozostałych dróg nie udało się zbudować, zdążyliśmy się już pogodzić. W ciągu ostatnich kilku tygodni 36 mln Polaków, zanim rozpoczęło kibicowanie drużynie narodowej, trzymało kciuki za kilkanaście firm kończących A2. I gdy już prawie uwierzyliśmy, że droga będzie, spadł deszcz. Powodzenie imprezy, na którą czeka cała piłkarska Europa, zależy od ilości opadów.
Ci, którzy mają choć odrobinę lepszą pamięć, nie potrafią zapomnieć zamierzeń i planów, które powstały tuż po tym, jak przyznano Polsce i Ukrainie organizację mistrzostw. Miały być dwie linie metra w Warszawie, miały być koleje dużych prędkości, miały być autostrady i ekspresówki łączące wszystkie miasta, w których odbywać się będą mecze. Miał być ogromny skok cywilizacyjny. Dziś już wiemy, że szansa została wykorzystana w mniej niż dostatecznym stopniu.
Na szczęście tysiące zagranicznych kibiców i turystów, którzy odwiedzą Polskę, nie wiedzą o naszych niezrealizowanych planach i mogą nas rozliczać tylko z tego, co zobaczą. A to prezentuje się nieźle. Wyremontowane dworce, nowoczesne lotniska oraz stadiony i atmosfera ostatnich przygotowań do mistrzostw.
A także premier Donald Tusk i jego partia, którzy chcą zarazić wszystkich Polaków swoim tryumfalizmem. Gdyby możliwe było przyjęcie ustawy zobowiązującej obywateli do optymizmu przed Euro 2012, rząd na pewno by taką przygotował.
Z kolei opozycja usiłuje nas przekonać, że Euro to pasmo klęsk i nieszczęść, że daliśmy się wszystkim oszukać, a same mistrzostwa przypominać będą stan wyjątkowy.