Można krytykować i analizować politykę partii rządzącej od strony retorycznej. Zżymać się na istną lawinę frazesów o jednej Polsce, wspólnotowości, solidarności, interesie narodowym, kiedy w praktyce liderzy PiS kierują się zasadami ostrych podziałów społecznych, bez skrupułów „kupują" wydzielone grupy elektoratu i jeszcze brutalniej, z pomocą posłusznych sobie mediów, dezawuują aktualnych przeciwników. To jeden ze sposobów myślenia o polityce. Absolutnie przy tym uzasadniony, zwłaszcza dziś, kiedy odpowiedzią na narrację władzy o nauczycielach szafujących dobrem uczniów są łzawe pojękiwania o „potwornym upokorzeniu" i „zlekceważeniu" strajkujących.
Ale jest i inny sposób, gdzie miejsce emocji i języka zajmuje polityczna inżynieria, sfera praktycznych działań w grze, której stawką jest czysta władza. Tu nie ma już sentymentów, słowa traktuje się wyłącznie instrumentalnie, a na pierwszym miejscu stoi nie jakiś tam – zawsze po swojemu rozumiany – interes narodowy, ale czysta arytmetyka. Wynik wyborów parlamentarnych czy prezydenckich. Liczba mandatów, możliwość stworzenia rządu, a w ślad za tym dziesiątki tysięcy synekur w sferze publicznej. A więc faktyczna władza i prawdziwe pieniądze.
PiS jest w tej grze wyjątkowo skuteczny. W tym świecie liczą się cyfry i kalkulacja. I odpo- wiedź na pytanie, czy określone działanie lub zaniechanie przyniesie większe poparcie, czy też nie. Czy zwiększy się przez to potencjalny elektorat i przybliży wizja wygranych wyborów, czy oddali. Z tej perspektywy „cyniczna" pacyfikacja strajku nauczycieli wydaje się rozwiązaniem absolutnie racjonalnym.
Nawet gdyby rząd ustąpił i w ślad za postulatami strajkujących podniósł ich zarobki, i tak nie zdobędzie nowych wyborców, bo nie ma pod słońcem takiej metody, by protestujący nauczyciele stali się nagle elektoratem Prawa i Sprawiedliwości. Za to ten sam rząd, ustępując nauczycielom, musiałby się zmierzyć z prawdopodobną lawiną roszczeń od innych grup, dodajmy – zwykle uzasadnionych. Po sukcesie nauczycieli musiałby manewrować w kolejnych negocjacjach, ustępując bądź nie, kupując sobie kolejne grupy bądź czyniąc z nich otwartych wrogów. W tym sensie wynik strajku nauczycieli to gorzka lekcja dla całej reszty: strajk nie ma sensu, strajk to pewna porażka, rząd jest twardy. Twardy, ale sprawiedliwy, zamiast strajkować – czekajcie, a pewnie doczekacie się poprawy waszej sytuacji. Cała ta logika jest wyjątkowo jasna i – jak widać – skuteczna.
PiS ma wciąż wysokie – najwyższe na politycznym rynku – poparcie, a opozycja nie wie, jak je podważyć. Ale każda cyniczna gra prędzej czy później prowadzi na manowce. Sukces nie jest dany raz na zawsze, w co zdają się wierzyć co naiwniejsi politycy rządzącej prawicy. Otóż każdy wielki elektorat składa się z mniejszych grup, a zarządzanie szerokim poparciem wymaga wyjątkowego doświadczenia i finezji.