Gdy gospodarka rosła, było to jeszcze do zniesienia, ale w kryzysie – absolutnie nie.
A gdyby pomyśleli, że to oni, mimo tych wszystkich mercedesów śmigających darmowymi autostradami, są biedni, a nie Cypryjczycy czy Grecy? Gdyby uznali, że wspólna waluta europejska jest po to, by pobierać od nich ukryty podatek na mniej zdyscyplinowanych Europejczyków? I gdyby zechcieli wrócić do starej dobrej niemieckiej marki?
Niektórzy tak myślą. Umocnił ich w tym raport Europejskiego Banku Centralnego – z siedzibą w ich finansowej stolicy, Frankfurcie nad Menem. Raport, który przeleżał się w szufladach, co tylko wzbudziło podejrzenia, że chodziło właśnie o to, by tak nie pomyśleli.
Raport zmienił świadomość Niemców, dał im podstawę, by uznali się za biednych, a w każdym razie biedniejszych od tych, którzy w Unii za biednych uchodzą i dostają za to pomoc od innych, czyli od Niemców. Dał im podstawę, by pomyśleli o sobie jak o ofiarach Unii. I wprowadził eurosceptycyzm do głównego nurtu niemieckiej debaty.
O Polakach w raporcie nie ma mowy, bo biedę mierzono tylko w strefie euro. Z Polakami Niemcy się – na razie – nie porównają dzięki wyliczeniom EBC. Musi im wystarczyć to, że oszczędności i trwałego majątku mają statystycznie znacznie mniej niż Cypryjczycy czy Włosi.