Pomyli się jednak ten, kto sądzi, że od teraz nauka Kościoła zmieni się o 180 stopni. Nie o to chodzi. Kościół – co powtarza abp Michalik – zawsze będzie przeciwko in vitro, bo to ingerencja w prawa naturalne, których człowiekowi naruszać nie wolno.
Uważny obserwator dyskusji na temat zapłodnienia pozaustrojowego zauważył zapewne, że o konieczności uregulowań prawnych tego problemu Kościół mówi co najmniej od pięciu lat. Ale dotąd na pierwszym planie były kwestie moralne. Dziś arcybiskup mówi o kompromisie politycznym. I dobrze. Bo przyjęcie ustawy, nawet niedoskonałej, ale w jakiś sposób chroniącej zarodki, pozwoli na poszukiwanie rozwiązań, które docelowo doprowadzą do zakazu stosowania w Polsce in vitro. Jeden z moich kolegów redakcyjnych twierdzi, że
Kościół nie jest od robienia polityki i nie powinien bawić się w szukanie kompromisu – powinien pozostawić to politykom. Ma rację, ale tylko częściowo. Bo Kościół to wszyscy wierni, a nie tylko hierarchia. Wszyscy, czyli również politycy. A zadaniem ludzi wiary jest... obecność w świecie polityki i dążenie do stanowienia dobrego prawa.
Obecną dyskusję wokół in vitro często porównuje się do podobnej w sprawie aborcji. W latach 90. XX wieku udało się osiągnąć kompromis. Kościół, mimo że opowiada się za całkowitym zakazem zabijania nienarodzonych, zaakceptował go. Dziś widać, że społeczne poparcie dla aborcji spada. Mam wrażenie, że podobnie będzie także z kwestią in vitro.
Kościół zgodzi się na in vitro w Polsce?