Dziś premier pokazał, z jakim programem poprowadzi Platformę do wyborów. Choć było to kolejne — trudno już nawet zliczyć które — programowe wystąpienie Donalda Tuska w tej kadencji, to zawierało najwięcej konkretów. I obietnic.
Premier zdaje sobie sprawę, że po ponad 6 latach jego rządów wielu jest w Polsce ludzi rozczarowanych i sfrustrowanych, sam wielokrotnie to powtarzał. I do do tych ludzi — pracujących na umowach czasowych, bojących się utraty pracy, stojących w kolejkach do lekarzy — skierował dziś swą ofertę.
Tusk zakłada, że elektorat, dla którego ważne są jego spory ideologiczne i polityczne z Jarosławem Kaczyńskim i tak ma po swojej stronie. Liczy, że przeciwnicy PiS z zaciśniętymi zębami — choćby z powodu skoku rządu na OFE — po raz kolejny już w maju pójdą głosować przeciw Kaczyńskiemu, czyli za Platformą.
Dlatego też premier wyciąga rękę do elektoratu socjalnego. Ostatnie wzrosty sondażowe PiS i SLD nie są bowiem skutkiem szczególnie znaczącej ofensywy politycznej obu ugrupowań, a efektem rosnącej roli elektoratu socjalnego, do którego adresują one swą ofertę. — Niektórzy mi zarzucają, że stałem się socjalistą. Przyjmę te epitety bez irytacji, będę z nimi żyć — powiedział premier.
W tej chwili bez tych rozczarowanych i sfrustrowanych wyborów wygrać się nie da. I to o nich toczyć się będzie walka, do której premier dziś się włączył. Chce im pokazać, że realizuje wyborcze hasło Platformy, a więc, że będzie im się wkrótce żyć lepiej — spadnie bezrobocie, znikną limity finansowe na walkę z rakiem, a państwo „będzie obecne w rozwiązywaniu problemów ekonomicznych, społecznych i rodzinnych".