Dlaczego spektakl? Nikt chyba nie ma wątpliwości, że ten nieudolny członek gabinetu premiera Donalda Tuska powinien stracić stanowisko. Można przyjąć, że sądzą tak nawet przedstawiciele rządzącej koalicji.
Trudno znaleźć działania ministra, które były przemyślane, zaplanowane i konsekwentnie zrealizowane. A działa on w szczególnie wrażliwej materii, jaką jest zdrowie Polaków, i odpowiada za system, który wymaga pilnych zmian. O czym zresztą minister sam doskonale wie. Dowód? Blisko rok temu deklarował: „Chcemy zaproponować i poddać publicznej debacie likwidację centrali NFZ". Co się stało z tą propozycją? Nic. Podobnie jest z innymi zapowiadanymi działaniami. Utknęła informatyzacja systemu, pacjenci czekają coraz dłużej na zabieg czy wizytę u specjalisty, powszechna jest wiedza o wykoślawionych wycenach procedur medycznych czy konieczności wprowadzenie dodatkowych polis zdrowotnych. A minister wciąż debatuje, konsultuje, pracuje, deklaruje.
Mimo tego sejmowa większość go wybroni. Donald Tusk nie może pozwolić sobie na to, by opozycja odwoływała mu ministrów. Trzeba pamiętać, że premier potrzebuje Arłukowicza jako ewentualnego kozła ofiarnego. Jeśli kolejki do lekarzy, czego zażądał niedawno Tusk, nie zostaną w tym roku skrócone (a jest to po prostu niemożliwe), łatwo będzie zrzucić winę na nieudolnego ministra, wymienić go na kogoś innego i przejść do jakiejś nowej „ofensywy".
Taka zabawa nie przysparza chluby szefowi rządu. Trudno zrozumieć, dlaczego Bartosz Arłukowicz zachował stanowisko podczas ostatniej, listopadowej rekonstrukcji. Nie ulega bowiem wątpliwości, że im dłużej będzie on zasiadał w ministerialnym fotelu, tym gorzej dla zdrowia Polaków.