Przedstawiciele Knesetu oraz delegacje parlamentów z kilkunastu innych krajów uczestniczą w obchodach Dnia Pamięci Ofiar Holokaustu w byłym obozie Auschwitz-Birkenau w rocznicę jego wyzwolenia. A oprócz tego wezmą udział w spotkaniu międzyparlamentarnym w Krakowie.

I ono, jak wszystko na to wskazuje, nie stanie się szansą na to, by potępić używanie kłamliwych określeń „polskie obozy koncentracyjne". Nie tylko dlatego, że nie zostanie przyjęta żadna deklaracja w tej sprawie. Także dlatego, że partie rządzące naszym krajem nie potraktowały poważnie tego wydarzenia. PSL wysyła na spotkanie jednego przedstawiciela, PO co prawda 17 posłów i dwóch senatorów, ale – delikatnie mówiąc – nie jest to pierwszy garnitur. Poza wicemarszałkiem Cezarym Grabarczykiem i outsiderem w PO Marcinem Święcickim trudno się na liście doszukać polityków z doświadczeniem na najwyższych stanowiskach czy w polityce zagranicznej. Poważnie sprawę potraktowała opozycja, PiS wystawił polityków z pierwszego szeregu, w tym byłą szefową MSZ i jej dwóch zastępców.

Z Izraela przyjeżdża m.in. czterech ministrów, czterech wiceministrów, szef partii i szefowie klubów parlamentarnych najważniejszych partii. Wielu z nich jest tu po raz pierwszy. I warto, by im, i pozostałym członkom Knesetu, czołowi politycy polskiego rządu powiedzieli, dlaczego zwalczanie określenia „polskie obozy" jest tak ważne. I jak przydałaby się w tej sprawie pomoc Izraela.

Po raz kolejny rząd korzystał z okazji, by w ważnej sprawie międzynarodowej siedzieć cicho.