Zdaniem premiera sytuacja ?u naszego wschodniego sąsiada jest czarno-biała, ?zaś za przemoc odpowiada ukraińska władza.

Jednak największym zaskoczeniem nie było wcale zaostrzenie tonu przez polski rząd i szybka reakcja dyplomatyczna (Tusk rozmawiał przez telefon ?z Angelą Merkel, Francois Hollande'em, Jose Barroso, Hermanem van Rompuyem, zaś szef MSZ poleciał po południu do Kijowa). Tym, co zaskoczyło najbardziej, był fakt, iż wystąpienie Donalda Tuska oklaskiwał prezes największej opozycyjnej partii Jarosław Kaczyński. Lider PiS wszedł później na sejmową mównicę i – tu kolejne zaskoczenie – oświadczył, że będzie wspierać rząd w sprawie Ukrainy. A Donald Tusk odwdzięczył się swemu konkurentowi oklaskami.

Publicyści zaczęli oczywiście od razu powątpiewać, czy to prawdziwe pojednanie, czy tylko polityczny teatr, i sugerować, że polsko-polskie zawieszenie broni nie potrwa długo. Moim zdaniem takie stawianie sprawy jest absurdem. Polscy politycy po prostu zachowali się normalnie. W kluczowej dla Polski sprawie Ukrainy PiS nie prowadził politycznych gierek, a premier to docenił. A że niebawem powrócą wzajemne ataki? Nie oczekujmy od liderów najważniejszych partii, by zamienili politykę w festiwal uśmiechów.

Politycy nie są od tego, by sobie kadzić czy bić brawo. Są od tego, by się spierać ?i różnić. Mogą się ostro krytykować pod jednym jednakże warunkiem: uznania, że istnieje racja stanu, która wyłączona jest ?z bieżących sporów partyjnych. A dziś polska racja stanu jest na Ukrainie. Dlatego w tej sprawie nie ma waśni i sporów – tu jednomyślność głównych sił politycznych nie jest żadnym świętem – jest obowiązkiem.