Zupełnie niezrozumiała jest fala aresztowań, nocnych rewizji i przesłuchań a w końcu rozbicie moskiewskiej manifestacji. Władze zachowywały się bowiem tak, jakby opozycja zażądała dla siebie stanowiska szefa „Gazpromu” lub prezydenta Rosji, gdy tymczasem walka toczyła się jedynie o stanowiska w stołecznej radzie miejskiej. Z tego powodu aresztowano ponad tysiąc osób.
W ten sposób rosyjskie władze odsuwają opozycję (czyli niemałą część obywateli kraju) od wszelkich form życia publicznego. To może jednak doprowadzić do radykalizacji nastrojów i podjęcia przez różne grupy ekstremistycznych działań (w tym terrorystycznych). Przestrzegał przed tym związany dziś ze środowiskami opozycyjnymi polityk i biznesmen Giennadij Gudkow. W tej dziedzinie można go uznać za fachowca, w KGB miał stopień pułkownika.
Najwyraźniej jednak rosyjskie władze gotowe są zapłacić taką cenę, tylko nie wiadomo dlaczego. Według jednej z wersji putinowski system sprawowania władzy nad Rosją stał się powodem zazdrości lokalnych władców, którzy zażądali teraz dla siebie takich praw i przywilejów (w granicach swoich włości), jakie posiadają włodarze Kremla w całym kraju. Ceną jest ich lojalność. W samej Moskwie mają o co walczyć – budżet miasta to miliardy dolarów do podziału między elitę. Taką teorię potwierdzałoby zachowanie samego prezydenta Putina, który w sobotę demonstracyjnie oderwał się od wydarzeń w swojej stolicy, opuszczając się w batyskafie na dno Zatoki Fińskiej. Tak, jakby chciał powiedzieć obecnym władzom Moskwy: „Róbcie, co chcecie. Ja nic nie widzę”.
Jednak wcześniej, jesienią ubiegłego roku, to sam Kreml – nie oglądając się na regionalne elity – nie pozwolił jakimkolwiek przedstawicielom opozycji na objęcie władzy w żadnym z rosyjskich regionów. Przepychał tam swoich kandydatów: wbrew nastrojom społecznym, a nawet wynikom głosowania (np. na Dalekim Wschodzie).
To zaś skłania do przypuszczeń, że lokalni władycy są tak uzależnieni od Kremla, że nie musi on iść wobec nich na jakiekolwiek ustępstwa. Całkowite zaś usunięcie opozycji z przestrzeni publicznej to kampania zapoczątkowana „na samej górze”.