Reklama

Zła wiadomość dla Polski

Po poniedziałkowej debacie jedno jest pewne. Nie była ona przełomem w tej kampanii wyborczej. By coś się zmieniło, jedna z jej uczestniczek musiałaby zdecydowanie wygrać. Tak się jednak nie stało.

Publikacja: 19.10.2015 23:32

Zła wiadomość dla Polski

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Paradoksalnie Ewę Kopacz i Beatę Szydło sporo łączyło – dość luźno podchodziły do pytań dziennikarzy. Prezentowały programy swych partii, zamiast odpowiadać na pytania. Usiłowały przekonywać swoich wyborców, a nie prowadziły realnej dyskusji o Polsce.

Beata Szydło była lepsza wizerunkowo – patrzyła odważnie wprost do kamery, pewnie mówiła do wyborców. Jednak często zamiast odpowiedzi merytorycznych, np. z czego sfinansuje swoje obietnice wyborcze, powtarzała wciąż te same zapowiedzi PiS. Szydło straciła jednak okazję do tego, by pokazać, że jest samodzielnym politykiem – przekonywała, iż jej partia zawsze miała rację, a na pytanie o błędy z lat 2005–2007 zaczęła krytykować PO.

Zadała jednak kilka celnych ciosów Ewie Kopacz, chociażby wytknęła jej zmarnowane pieniądze na budowę elektrowni atomowej czy wypomniała aferę taśmową.

Kopacz kilka razy mówiła bardziej merytorycznie. Potrafiła też zadawać ciosy Beacie Szydło – atakując PiS konstytucją czy wyliczając, że niemal połowa sześciolatków nie poszła do szkół, co ma dowodzić, że dziś rodzice mają możliwość wyboru, czy ich dzieci pójdą do szkół czy też nie.

Kopacz była jednak częściej w defensywie, dlatego Szydło wypadała lepiej. Próba zmiany swego końcowego expose przez premier na straszenie osób starszych, że nie dostaną emerytur, oraz twierdzenie, że „ta kobieta" wprowadzi „państwo wyznaniowe", przypomniało stare, lecz już coraz mniej skuteczne metody PO, by straszyć Jarosławem Kaczyńskim.

Reklama
Reklama

Ale po tej debacie jest co najmniej jedna zła wiadomość. To mizeria odpowiedzi na pytania dotyczące spraw międzynarodowych. Obie panie nie mają w tych kwestiach kompletnie nic do powiedzenia. Poza wzajemnymi przytykami do siebie i do swych partii nie przedstawiły żadnej długofalowej wizji rozwoju Polski, budowy sojuszy, geopolityki itd. Jak na osoby, które po 25 października będą rządzić 36-milionowym krajem, napawa to pewną obawą.

Druga bardzo zła wiadomość zmartwi tych, którzy mieli nadzieję, że większa obecność kobiet w polityce będzie nową jakością. Po poniedziałkowej, bardzo jałowej dyskusji widać, że fakt, że debatowały kobiety, a nie mężczyźni, nie wnosi zupełnie nic do naszej polityki. Żadna z pań – ani Kopacz ani Szydło, nie są wielkimi charyzmatycznymi liderami, które odcisną wielkie piętno na polskiej historii. Raczej są sprawnymi, dobrze wyszkolonymi politykami umiejętnie odgrywającymi swoje role.

Dlatego nie ma w tej debacie zdecydowanego wygranego. Są zaś przegrani. Jesteśmy nimi my wszyscy.

Paradoksalnie Ewę Kopacz i Beatę Szydło sporo łączyło – dość luźno podchodziły do pytań dziennikarzy. Prezentowały programy swych partii, zamiast odpowiadać na pytania. Usiłowały przekonywać swoich wyborców, a nie prowadziły realnej dyskusji o Polsce.

Beata Szydło była lepsza wizerunkowo – patrzyła odważnie wprost do kamery, pewnie mówiła do wyborców. Jednak często zamiast odpowiedzi merytorycznych, np. z czego sfinansuje swoje obietnice wyborcze, powtarzała wciąż te same zapowiedzi PiS. Szydło straciła jednak okazję do tego, by pokazać, że jest samodzielnym politykiem – przekonywała, iż jej partia zawsze miała rację, a na pytanie o błędy z lat 2005–2007 zaczęła krytykować PO.

Reklama
Komentarze
Bogusław Chrabota: Budapeszt bez polskiego ambasadora. Opcja atomowa, ale konieczna
Komentarze
Pół roku Trumpa: to już inna Ameryka
Komentarze
Estera Flieger: Gdzie się podział sezon ogórkowy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Tusk, Hołownia i samobójczy gen koalicji 15 października
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Komentarze
Robert Gwiazdowski: Komu właściwie nie udał się zamach stanu?
Reklama
Reklama