W ciągu ostatnich kilku tygodni PiS zyskał 8 pkt proc. i bez wątpienia tę rozgrywkę wygrał. I choć to partia rządząca podpaliła lont tej awantury – wszak to PiS chciał wprowadzić przepisy ograniczające pracę mediów w Sejmie, a pochodzący z tej partii marszałek Sejmu Marek Kuchciński wykluczył posła Szczerbę bez wyraźnego powodu – kryzys nie tylko jej nie zaszkodził, ale wręcz pomógł zyskać kilka punktów.
Choć PiS starał się udowodnić, że działania opozycji były próbą obalenia legalnie wybranych władz, wszystkie kolejne argumenty na rzecz „puczu" padały – jak choćby słynne 1000 kanapek zamówionych do Sejmu czy rzekomy sabotaż nadajników TVP. Historia o puczu była nieprawdopodobna, lecz nie przeszkodziła rządzącym zyskać poparcia.
Ale na uznanie dla PiS trzeba spojrzeć w szerszym kontekście. Wzrost w sondażach może być również premią za spełnianie obietnic wyborczych. PiS nie tylko dał rodzinom program 500+, ale też przeforsował obniżkę wieku emerytalnego. I choć ekonomiści są zgodni, że za te prezenty przyjdzie naszej gospodarce kiedyś zapłacić, najwyraźniej Polacy są w stanie więcej wybaczyć tym, którzy spełniają obietnice, nie zastanawiając się, czy na to nas stać.
Opozycja od kilkunastu miesięcy zdaje się tego nie rozumieć. Najlepszym dowodem był sejmowy protest, z którego musiała się jak niepyszna wycofać.Choć Platforma przegrała sprawę okupacji Sejmu, wypadła znacznie lepiej niż konkurencyjna Nowoczesna, dlatego zarobiła kilka punktów w sondażu. Nowoczesną, która straciła 8 pkt proc., pogrążyło zaś zachowanie jej lidera. W równym stopniu co fatalna wyprawa do Portugalii zaszkodziły mu manewry po powrocie, gdy raz chciał się dogadywać z PiS, a raz miotał pod adresem tej partii najpoważniejsze oskarżenia. Niekonsekwencja bywa w polityce bardziej zabójcza niż popełnianie zwykłych błędów.
Ale problem opozycji jest poważniejszy. W latach 2005–2007 relacje pomiędzy PO a PiS przebiegały według zupełnie innego scenariusza. Platforma wówczas zawsze zyskiwała na błędach i kryzysach w koalicji. Choć przepływ elektoratu między PO i PiS był zapewne mały, ostra krytyka działań Jarosława Kaczyńskiego mobilizowała zwolenników opozycji i dała Platformie zwycięstwo. Dziś nie ma jednej partii opozycyjnej, która mogłaby zyskiwać na potknięciach PiS. Mało tego, obserwując zachowania liderów opozycji, szczególnie Ryszarda Petru czy Mateusza Kijowskiego, odnieść można wrażenie, że są oni w stanie wyrządzić znacznie poważniejsze szkody przeciwnikom rządu niż Kaczyński z PiS razem wzięci.